Książka, która zapowiada się jak klasyczna Space Opera, ale nią nie jest. Nic w tym dziwnego - wpisując się w tak oczywisty kanon nie otrzymałaby nagrody Hugo dla najlepszej powieści Science-Fiction roku 2013.
Poczucie humoru przywodzi na myśl książki Harry'ego Harrisona, ale jedynie w pewnej części i do czasu. Dzieło to pokochają (albo znienawidzą) sympatycy seriali Science Fiction, takich jak "Star Trek" czy "Gwiezdne Wrota". Jest to w końcu autoironicznie opierająca się na sprawdzonym pomyśle, idąca jednak krok dalej powieść, która drwi sama z siebie, z autora, z czytelnika i z własnych bohaterów. Czego tu nie lubić?
To także jeszcze nie wszystko - zamysł posunięto kolejne trzy kroczki dalej, dając czytelnikowi aż trzy epilogi, z których każdy przedstawia nam rozwinięcie wątku kolejnego bohatera, w zabawny sposób zabawiając się do tego koncepcją i narracją. Bardzo nowatorski jest przede wszystkim epilog I, ale pozostałe dwa także nie pozostawiają wiele do życzenia.
Książkę połknąłem w dwa posiedzenia i zupełnie nie zauważyłem kiedy się to stało, zatem polecam ją nawet tym, którzy na czytanie czasu nie mają. Polecam ją w końcu, bo jest łatwa (ale nie prostacka czy banalna), a w dzisiejszym świecie potrzeba czasem powieści, nad którą nie trzeba się będzie głowić.
Oceny (legenda tutaj):
- Kunszt: 8 (Plus za poczucie humoru.)
- Lekkość Pióra: 9 (Prawie cała czyta się idealnie.)
- Akcja: 7 (Niby nic nowego, niby wałkowany temat, ale otoczka nowatorska i rozwinięcie wykorzystane.)
- Bohaterowie: 8 (Czytelni i łatwi do zapamiętania.)
- Zakończenie: 9 (Epilogi pokazują potencjał autora w bardzo niebanalny sposób.)
- Ocena Łączna: 41/50
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz