poniedziałek, 22 grudnia 2014

Pani Dobrego Znaku - Feliks W. Kres

Czwarty tom Księgi Całości, który to cykl składa się z bardzo zróżnicowanych jakościowo, fabularnie i stylistycznie tomów, należy do tych najwyższego sortu. Co prawda, jak w niemal każdej książce trafiają się momenty lepsze i gorsze, jednak przewaga tych lepszych jest tutaj bardzo widoczna. 

Przede wszystkim sam opis Sey Aye jest tak plastyczny i tak urokliwy, że czytelnik nie tylko ma wrażenie, że zna to miejsce, ale wręcz ma ochotę tam być. Opisy miejsc, bohaterów a także rzeczy najzupełniej trywialnych (jak opis kaca-giganta na początku drugiego tomu) to bardzo mocna strona autora. Szczęśliwie składa się, że to nie jedyna jego mocna strona.

Opis intrygi wręcz zapiera dech w piersiach. Rozgrywka polityczna jest przedstawiona w sposób czytelny i jasny, dzięki czemu nie przytłacza. Jednocześnie autor nie robi z czytelnika idioty, któremu wszystko należy tłumaczyć po pięć razy, by biedak zrozumiał - pisarz tłumaczy oszczędnie, ale w sposób nie budzący wątpliwości. Idealnie wyważenie tego to według mnie klucz do tej powieści.

Nie może też umknąć kunszt autora w opisywaniu wojsk. Czy to uzbrojenie i opancerzenie, czy składy i rozmieszczenie oddziałów czy w końcu taktyka i strategia - wszystko to świadczy na korzyść powieści i dowodzi niezwykle szczegółowej wiedzy o tematyce batalistycznej. I potrafi przekuć tę wiedzę na opisy, którymi czytelnik będzie urzeczony.

Największe wrażenie robi jednak kompozycja. Książka to zamknięta całość, w której wątki poboczne ukazane są w niezbędnym zakresie, a wątek główny rozwinięty i zakończony z niezwykłym wyczuciem. Od książki trudno się oderwać, ale nie dlatego, że autor stosuje serialowy trik, by zaciekawić czytelnika a następnie zakończyć rozdział, tylko dlatego, że rzetelnie cała książka stanowi jednorodną całość i trudno, nawet między rozdziałami, znaleźć miejsce, w którym z czystym sercem można by było odłożyć książkę na półkę.


Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 8 (Spójne i ładnie napisane. Wojskowość podnosi ocenę.)
  • Lekkość Pióra: 9 (Niezwykle trudno się oderwać.)
  • Akcja: 8 (Świetnie dopracowana.)
  • Bohaterowie: 8 (Głównych poznajemy bardzo dobrze, resztę słabiej, ale nie można temu wiele zarzucić.)
  • Zakończenie: 10 (Trudno byłoby je poprawić.)
  • Ocena Łączna: 43/50

piątek, 21 listopada 2014

Cejrowski Biografia - Grzegorz Brzozowicz

Książkę tą "zaklepałem" sobie na prezent imieninowy. Wydana w szacie graficznej spójnej z książkami podróżniczymi Wojciecha Cejrowskiego - bohatera biografii. Czy jestem zadowolony? Tak, chociaż książka odstaje od książek Pana WC. No, ale w końcu tym razem nie on jest autorem, a jedynie bohaterem.

Pierwsza rzecz, którą da się odczuć podczas lektury jest to, że najlepsze, najbarwniejsze fragmenty książki to cytaty i wypowiedzi Pana Cejrowskiego. Nie znaczy to, że pozostałe akapity są złe - czuć po prostu, że odstają... 

Jak zaznacza autor, biografia powstała pomimo protestów samego Wojciecha Cejrowskiego. "Parcie" na tę książkę było w środowisku tak duże, że powstać musiała i jeśli nie Pan Grzegorz Brzozowicz, to popełniłby ją ktoś inny - bardzo prawdopodobne, że gorzej. Wierzę w to, bo napisanie książki biograficznej w sposób, który chroniłby prywatność bohatera i jego bliskich, a jednocześnie mówiącej możliwie dużo o jego życiu łatwym zadaniem nie jest. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś o życiu Pana Wojciecha Cejrowskiego, łatwiej i przyjemniej byłoby chyba sięgnąć po książkę "Podróżnik WC", na której w sporej części opiera się niniejsza biografia. 

Olbrzymim plusem jest to, że książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Podoba mi się także jakość wydania, obfitująca w kolorowe zdjęcia i papier kredowy, który sprawia, że przewracanie kartek to rozkosz dla bibliofila. Zdjęcia nawiązują w widoczny sposób do całej serii podróżniczej i jest to, w mojej opinii, strzał w dziesiątkę. Warto przeczytać, a do tego będzie doskonałym prezentem dla fana twórczości Pana Wojtka.

Zobacz też:

wtorek, 18 listopada 2014

Rycerz Kielichów - Jacek Piekara

"Rycerz Kielichów" to książka, na którą absolutnie nie miałem ochoty. Nie odpowiadała mi treść, bohaterowie, stylistyka - po prostu nic. Jednak sięgnąłem po nią, gdyż kilka poprzednich pozycji odłożyłem w trakcie czytania, z zamiarem nigdy więcej do nich nie wracania i by zwalczyć malkontenctwo, postanowiłem przeczytać następną książkę, po jaką sięgnę. Wybór padł na tę pozycję i muszę przyznać, że nie miała łatwo.

Pierwsza połowa książki nie wciągnęła mnie zupełnie. Wydała mi się naciągana, niedorobiona i po prostu nudna. Dopiero, gdy przebrnąłem przez większość książki akcja mnie wciągnęła i sprawiła, że resztę przeczytałem niemal jednym tchem. Dlaczego? Bo gdy już na siłę przełknąłem to, co autor zaserwował na początku, gdy zmusiłem się nie tyle do uwierzenia, co do zaakceptowania realiów przedstawionych na kartach, druga połowa wydała mi się jedynie logicznym ciągiem dalszym tej historii. Jest to plus, chociaż zmuszenie czytelnika, by zaakceptował przedstawiony świat mogłoby odbywać się w przyjemniejszej atmosferze.

Atutem są zdecydowanie bohaterowie, chociaż raczej ci w drugim świecie - lepiej i plastyczniej przedstawieni, a także posługujący się zrozumiałym dla czytelnika systemem wartości i motywacją. Niestety postaci realnego świata są absolutnie nie do zaakceptowania, a ich motywacja w każdej scenie jest tak zagadkowa, że nie tylko bohater i czytelnik, ale nawet autor zdaje się nie mieć pojęcia o co im chodzi.

Nie żałuję, że przebrnąłem przez tę powieść, gdyż dostarczyła mi sporo rozrywki, a kunszt autora podczas opisywania świata snów jawi się iście diabelsko po mistrzowsku. Polecam tylko cierpliwym, którzy postanowią przebrnąć przez pierwszą część, by spożyć owoce drugiej połowy.

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 8 (Opis świata snu godzien uwagi.)
  • Lekkość Pióra: 6 (Pierwsza połowa książki zdecydowanie zaniża ocenę.)
  • Akcja: 6 (Wciągająca w drugiej połowie.)
  • Bohaterowie: 8 (Mocna strona.)
  • Zakończenie: 4 (Część wątków pozostawiona bez wyjaśnienia.)
  • Ocena Łączna: 32/50

sobota, 8 listopada 2014

Nowa Fantastyka 09 (384) 2014

W tym, numerze znajduje się sporo dobrych tekstów w dziale rodzimych opowiadań. Reszta niestety nie jest tak porywająca.

Autorem pierwszego zamieszczonego w tym numerze opowiadania jest Marcin Podlewski. "Dobranoc, Pimky Limky" to osadzone w cukierkowym klimacie gorzkie opowiadanie o tym, w jaki sposób świat dziecięcych fantazji wyglądałby, gdyby jego organizacją zajęli się dorośli, zrobili z niego biznes (który korporacje nieustannie starają się zbudować) a następnie wystraszyli się swojego dzieła, odartego z resztek romantyzmu. Przy okazji praca głównego bohatera przypomina pracę J. F. Sebastiana z "Blade Runnera", a nawiązanie jest nienachalne.

"Matki na Przemiał" Dawida Kaina to świetny, krótki tekst, którego głównym tematem jest nieśmiertelność, ale w sensie jeszcze bardziej drastycznym i ostatecznym niż zwykle. Nieśmiertelność, która się znudziła, a mimo to dotyczy nie tylko ludzi czy zwierząt, ale także roślin, budowli i każdej nieożywionej materii. Jedyne, co do mnie nie przemówiło to zakończenie.

Bardzo podobała mi się Light-Cyberpunkowa "Druciara" Alexandra Gutsche. Opowiadanie pokazuje początki implantów przyszłości w otoczeniu powodowanej przez nie inności, co w połączeniu z tym, jak okrutne mogą być dzieci w szkole oraz rodzinnej tragedii, która staje się początkiem końca małżeństwa tworzy niezwykle zgrabną kombinację. Przyjemne w odbiorze, spójne i przede wszystkim o czymś!

"Rozdział Szósty" Stephena Grahama Jonesa to próba opisania akademickiej dyskusji na temat nowej rasy - Zombie. Choć tematyka żywych trupów została już zgłębiona i przemycane są w tekstach raczej jako dodatek niż wątek główny, w tym przypadku bronią się doskonale. Tekst odrealniony, jak i samo środowisko naukowców-teoretyków, którzy mają szansę sprawdzić swoje teorie w praktyce. Cieszy, że tekst nie ciągnie się w nieskończoność, a zbiega do określonego końca.

"Olbrzymów" Petera Wattsa nie przeczytałem - nie trafiły w mój nastrój i odłożyłem na kiedy indziej.

Czytając "Koniec Końca Wszystkiego" Dale'a Bailey'a nieustannie miałem w głowie jedno pytanie: "Po co ja to czytam?". Nie mogąc znaleźć odpowiedzi na kilku pierwszych stronach, przestałem.

Jeśli chodzi o publicystykę, podobał mi się artykuł Andrzeja Kaczmarczyka pod tytułem "Morskie Opowieści", przedstawiający motyw piratów w fantastyce. Przyjemny, rzeczowy tekst, choć bazujący na nieco zbyt małej ilości dzieł jak na moje wyczucie.

Zarówno felieton Rafała Kosika jak i sąsiedni, autorstwa Roberta Ziębińskiego, który pojawił się na łamach po raz pierwszy, nie przypadły mi jakoś specjalnie do gustu.

czwartek, 6 listopada 2014

Nowa Fantastyka - wydanie specjalne - 3 (44) 2014

Pierwsze opowiadanie - "Pokłosie Pewnego Bankructwa" Agnieszki Hałas, jest bardzo przyjemną w odbiorze opowiastką z mrocznego świata Zmroczy. Przyjemną w odbiorze, gdyż napisaną pięknym językiem. W język opowiadania i jego klimat zapadałem się niczym w wygodny fotel. Bardzo przyjemne to wrażenie zostało nieco zniwelowane przez brak jako-takiego zakończenia, które byłoby w jakiś sposób dopełnieniem opowieści. Budowany nastrój nagle prysł. Szkoda. Przeczytać warto, ale ucieszyłaby raczej powieść w klimacie, gdzie autorka znalazła by czas i miejsce na zgrabne zamknięcie historii.

Drugim opowiadaniem jest "Trzy do Dwóch dla Nowogóry" autorstwa Radomira Darmiły. Wesołe , lekkie opowiadanko w klimacie fantasy. Niby nic specjalnego, ale cieszy i bawi. Dobra rozrywka.

Kolejne opowiadanie to "W Imię Umarłych" Wojciecha Zembatego. Muszę przyznać, że zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Jest to opowieść z pogranicza heroic fantasy, osadzona dość mocno w tradycji starożytnej, która to konwencja przeważnie niespecjalnie do mnie przemawia. Jednak pomysł, fabuła oraz opisy są na prawdę bardzo dobre i trudno się oprzeć kunsztowi autora. Mnie przekonało i uważam, że każdy powinien je przeczytać.

"Equoid" Charlesa Strossa miał być chyba w zamyśle opowiadaniem grozy. Niestety po przeczytaniu kilku stron i kilkunastu ziewnięciach uznałem, że nastrój budowany w takim tempie nie jest warty dalszej lektury.

"Pokuta", autorem której jest niejaki Alec Austin, od samego początku była dla mnie niestrawna. Niestety - zupełnie nie mój klimat.

Jak magnes przyciągnął mnie natomiast "Dom Pawłowa" Malcolma Crossa, bo chociaż nie byłem sobie w stanie wyobrazić ani scenerii, ani bohaterów, ani umiejscowić opowiadania w czasie, czy chociażby rozróżnić świat wewnętrznych przeżyć bohatera od opisu współczesnych mu czasów, to w jakiś sposób wszedłem w tą historię. Dużym atutem jest długość tego opowiadania - zaledwie pięć stron wystarczyło by przekazać to, co autor miał do przekazania. Hipnotyzujące, chociaż nie wybitne.

Numer Specjalny warty lektury, choćby nawet tylko z uwagi na opowiadanie Zembatego. Resztę można sobie odpuścić bez poczucia jakiejś szczególnej straty.

wtorek, 28 października 2014

Handlarze Czasem - Tomasz Jachimek

Książka sympatycznego kabareciarza - stand-upera to prosta humoreska, zbiór anegdotek i wariacji na temat manipulowania czasem, połączona w logiczną (mniej więcej) całość. Sama historyjka jest ciekawa, a anegdotki zabawne. Problemem jest to, że czytając miałem przekonanie, że lepiej bym się bawił, gdyby historyjkę ktoś mi opowiadał. Czytanie tego samemu nie było już tak zajmujące. 

"Handlarzy Czasem" ciężko jest jednoznacznie ocenić, gdyż nie mają ściśle zorientowanej fabuły. Cała opowieść służy humorystycznemu pokazaniu różnych ludzkich cech w sposób prześmiewczy a czasem wręcz sarkastyczny. Sytuacja przedstawiona w książce służy temu doskonale.

Jednym z mniej śmiesznych fragmentów jest ten, w którym przedstawiona jest reakcja urzędów na biznes handlu czasem. Czytając byłem pewien, że w taki właśnie sposób by to wyglądało. No - może nie dokładnie, ale jeśli byłyby różnice, to raczej dlatego, że autor złagodził efekt.

W kwestii językowej książka ma swoje mocne strony, choć styl zdecydowanie nie jest wysoki. Przykładem może być umiejętność autora do opisania (3 strony tekstu) sposobu w jaki jedna z postaci wypowiada słowo "wypierdalasz". Chociaż nadal uważam, że jest to umiejętność stand-upera i lepiej byłoby to usłyszeć ze sceny niż przeczytać w książce.

Słowem - przeczytać można, ale nie warto nastawiać się na przełom. Jako, że Pana Tomasza bardzo lubię i szanuję, chętnie usłyszałbym żarty zawarte w książce ze sceny, w wykonaniu autora. W książce jakoś mi nie podeszły, choć próbowałem je sobie wyobrazić wypowiadane z charakterystyczną manierą Jachima.

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 6 (Niezbyt wyszukany, ale odpowiedni do fabuły.)
  • Lekkość Pióra: 7 (Czyta się całkiem szybko.)
  • Akcja: 3 (Wiele rażących niekonsekwencji.)
  • Bohaterowie: 7 (Prości, ale wyraziści.)
  • Zakończenie: 6 (Nie wiadomo skąd się wzięło, ale coś na kształt pointy zaistniało.)
  • Ocena Łączna: 29/50

wtorek, 21 października 2014

Wyspa na Prerii - Wojciech Cejrowski

Wyspa na Prerii to najnowsza książka najbardziej znanego polskiego podróżnika - Wojciecha Cejrowskiego. Jest o tyle nietypowa, że nie opowiada o podróży, lecz raczej o jej braku. Nie oznacza to jednak, że nie zawiera akcji - zawiera. Zaraz obok faktów podróżniczych i opisu obcej kultury. Książka ta opowiada bowiem o ranczu w Arizonie, na którym Pan Cejrowski osiedlił się i spędza tam okres zimowy. Z tego to też względu książka jest bardzo osobista - opisuje bowiem Dom (Home a nie House). O czym jeszcze, poza amerykańskim krajobrazem, stylem życia i wolnością opowiada książka? Głównie o nicnierobieniu. Osobiście uważam, że to najlepsza z jego książek.

Po pierwsze zatem otrzymujemy to, z czego autor jest znany - z opisywaniu krajobrazu oraz życia codziennego obcej nam, Polakom, kultury. Egzotyka pojawia się bowiem nie tylko w dżungli, ale także w świecie tak różnym od naszego, jak Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, a dokładnie południowe jej stany. Czytając książkę trudno uwierzyć, że jest ona oparta na faktach, że opisuje prawdziwe wydarzenia. Jednak nie mam podstaw by autorowi nie wierzyć. Do tego świat prawdziwych, współczesnych kowboi - nieco dzikich, nieco szorstkich, ale przede wszystkim wolnych ponad wszystko.

Po drugie opisuje Dom, miejsce, do którego autor należy, gdyż w nie wniknął, stał się jego częścią. Małomiasteczkową społeczność, w której wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, co prowadzi do zabawnych sytuacji, ale przede wszystkim służy chronieniu interesu ludzkiego stada (odpowiednik społeczności nieco większej od rodziny, którą łączą podobne do rodzinnych więzi) i jego przedstawicieli. Autor wniknął w tą społeczność nie po to, by ją poznać i o niej napisać, ale przede wszystkim dlatego, że uznał ją za swoją, a stado odwdzięczyło się, przyjmując go w poczet swoich przedstawicieli. To dlatego czytając książkę miałem wrażenie bycia dopuszczonym do bardzo osobistych przeżyć autora. I jestem za to wdzięczny.

Po trzecie "nicnierobienie", któremu poświęcona jest duża część książki jest czymś, co zdecydowanie rozumiem, a czego nie potrafiłem nazwać. I mimo, że nie uważam, by miejsce na to było jedynie w Arizonie (choć tam zapewne o to łatwiej), to myślę, że każdy sam powinien ocenić co dla niego ważne i ile "nicnierobienia" dołączyć do swojego życia. Sprawa jest bowiem niebagatelna i w znaczący sposób sprzyja osiągnięciu poszukiwanego przez wszystkich szczęścia w życiu. A o co innego w życiu chodzi, jeśli nie o szczęście?

Oceny punktowej brak, gdyż książka nie ma typowej dla ocenianych tutaj struktury, trudno jest mówić o fabule czy akcji. Jest to jednak książka, którą przeczytać powinien każdy, kto czyta książki, choćby po to, żeby poczuć osobisty klimat tej opowieści.

Zobacz też:

czwartek, 16 października 2014

Cykl "Sztejer" - Robert Foryś

Przeczytałem 3 tomy cyklu "Sztejer" Roberta Forysia. Podobały mi się i chciałbym podzielić się wrażeniami i zachęcić do lektury. 

Najpierw jednak odpowiem na pytanie, które mi się nasunęło, gdy kupowałem pierwszą książkę, a było to na długo przed jej lekturą. Co oznacza tytuł? Odpowiedź jest banalna - Sztejer to nazwisko głównego bohatera.

Tom pierwszy przede wszystkim wtajemnicza nas w realia, w których żyje główny bohater. Jest on zakonnym zabójcą w post-apokaliptycznym świecie, który jednak zerwał z przynależnością i zniknął z radarów dawnych mocodawców i obecnie pracuje na własny rachunek tropiąc i zabijając popromienne mutanty, a także nierzadko ludzi. 
Zamierzone nawiązanie do postaci Wiedźmina z książek Andrzeja Sapkowskiego nie jest jednak "Zerżnięciem z Mistrza", jak sądzą niektórzy, ale wpisaniem się w najlepsze kanony gatunku. Akcja "Sztejera" w większości toczy się w Polsce, stąd wiele nawiązań do Polskości, Polskiej kultury i sztuki. A jeśli myślimy o Polskiej Fantasy, na myśl musi przyjść cykl o Geralcie z Rivii. Nawiązując do tego co w Polsce najlepsze i najbardziej charakterystyczne nie mogło więc go zabraknąć. 
Zatem mamy post-apokaliptyczną Polskę, współczesnego wiedźmina - zabójcę potworów (który, jak wczytać się w powieść do swojego odpowiednika u Sapkowskiego podobny jest tylko w ogólnym zarysie, bo charakterologicznie zupełnie go nie przypomina), dużo broni białej, odrobinę współczesnej, resztki technologii i ruiny poprzedniej cywilizacji, na których budowana jest cywilizacja nowa - czego tu nie kochać?
Szczególnie podobało mi się wytłumaczenie nazw potworów - utopców, gargulców czy wijów. Jako, że nie mogą to być te same, co w "Wiedźminie" potwory, autor tłumaczy to tym, że są to wyrazy, które wzięto z zabobonów, z czasów przed zagładą, a które pasowały ludziom do danego mutanta. A czy potwory te istniały kiedyś naprawdę i jak wyglądały - któż to wie...

W tomie drugim przygody Sztejera nabierają rozmachu. W pierwszym tomie mamy do czynienia z wyraźnymi dwoma częściami opowieści, które co prawda łączy chronologia, ale są to dwie opowieści. W drugim tomie opowieść jest jedna, dłuższa, zaczynająca się jakiś czas po tomie pierwszym i do niego nawiązująca. Nie mamy więc wrażenia dwóch opowiadań, a jednej długiej historii. Minusem jest to, że historia momentami zwalnia, zatem wartka akcja, do której przyzwyczaiła nas lektura poprzedniej części czasami zatrzymuje się w miejscu. Nie ma też tak wielu okazji do popisów plastyczności pióra Forysia, gdyż historia wymusza długie, spokojne opisy pomiędzy scenami akcji. Nadal jest to jednak powieść, którą można się cieszyć, a pomysły autora są na tyle nietuzinkowe i zawierają taką ilość przemyślanych zwrotów akcji, że lektura książki sprawia olbrzymią frajdę.

Tom trzeci - ostatni (przynajmniej jak dotąd) tom opowieści o Vincencie Sztejerze skłąda się z dwóch opowiadań - długiego, stanowiącego lwią część książki, które nieco różni się od tego, do czego przywykliśmy, gdyż Sztejer w pewnym sensie zmienia strony barykady (ale tylko po to, by przeżyć), ale także dlatego, że mniej w nim walk. Przywykliśmy do pewnego nasycenia stron powieści potyczkami, pojedynkami szermierskimi i walkami z potworami - tu jest inaczej - jest ich mniej w stosunku do pozostałych opisów. Trochę przez to wypacza się odbiór, zwalnia tempo i zmienia punkt widzenia - nie jestem pewien, czy na lepsze. Drugie opowiadanie jest trochę urwane i przyspieszone, jakby autor zbyt szybko parł do pointy. Szkoda.
Warto za to zwrócić uwagę na epilog, który przywodzi na myśl raczej prolog tomu czwartego... miejmy nadzieję.

Pomimo tego, że możliwym jest, iż powstaną tomy kolejne, a trzy przeczytane przeze mnie stanowią opowiadania, postanowiłem przyznać oceny punktowe za całokształt. A zatem...

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 8 (Spójny język, familiarny, Polski do szpiku oraz z ładnymi nawiązaniami do Polskości jako takiej.)
  • Lekkość Pióra: 8 (Pierwszy tom miałby 9, niestety dwa pozostałe oceniam na 8.)
  • Akcja: 8 (Bardzo przyjemna w odbiorze, ciekawa, choć czasem przyspieszająca ponad miarę, a czasem nadmiernie spowolniona.)
  • Bohaterowie: 8 (Świetnie opisani, przedstawieni przez jeden, wspólny pryzmat.)
  • Zakończenie: 7 (Nie wiadomo, czy to właściwie zakończenie, ale koniec każdego opowiadania był taki, jaki być powinien.)
  • Ocena Łączna: 39/50

środa, 17 września 2014

Miasteczko Nonstead - Marcin Mortka

Pisałem niedawno o opowiadaniu, w którym następuje personifikacja tego, co w ludziach najgorsze. Tego samego wrażenia, którego wzbudziłą we mnie lektura "Róży Wiatrów", doświadczyłem czytając "Miasteczko Nonstead".

Muszę przyznać, że połączenie niesamowitego miasteczka, okrytego tajemnicą, nowoczesnej technologii w postaci forum internetowego oraz szeregu ciekawych, dwuznacznych, posiadających mroczne sekrety bohaterów uczyniło z tej powieści dość mroczną opowieść. Może nie jest to historia, która śniła by się po nocach, czy powodowała okrzyki przerażenia, ale na gęsią skórkę zasługuje.

Jedno, co mnie troszkę zdezorientowało, to zakłócenie chronologii w przypadku pastora - jakoś dziwnie niejasno jest to opisane i nie mogę się połapać, ale może to tylko moje spostrzeżenie.

Amatorzy dobrych Thrillerów nie muszą już sięgać po Koontza czy Kinga, by poczuć dreszczyk emocji - teraz mamy własnego, rodzinnego, porządnego strachopisarza.

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 7 (Solidna książka.)
  • Lekkość Pióra: 9 (Trudno się oderwać, a czyta się gładko.)
  • Akcja: 8 (Ciekawa, choć niesamowita. Odrobinę zakłócona chronologia.)
  • Bohaterowie: 7 (Nie są zbyt wyraźni, jakby rozmyci.)
  • Zakończenie: 7 (Chciałoby się czegoś więcej.)
  • Ocena Łączna: 38/50

czwartek, 11 września 2014

Cykl "Tropiciel" - Orson Scott Card (tom 1 i 2)

Trochę zbyt pochopnie i bez pomyślunku wziąłem się za lekturę nowej powieści jednego z moich ulubionych autorów i przeoczyłem fakt, że wydano dopiero dwa z trzech tomów cyklu. Zwykle bowiem czekam na wydanie całości zanim sięgnę po książkę, ale cóż było robić, skoro pierwszy tom zdążyłem już połknąć... W związku z tym recenzja tutaj umieszczona zawierać będzie jedynie dwie trzecie dzieła, a trzeci tom znajdzie swoje miejsce później. Wybaczcie.

Jednocześnie informuję, że z uwagi na to iż jest to cykl, jego całkowita ocena punktowa zostanie przedstawiona podczas publikacji recenzji trzeciego tomu.

Pierwszy tom trylogii nosi tytuł "Tropiciel" i jest to pokaz maestrii autora w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ponownie spotykamy się z problematyką globalną i ponownie główną postacią, mającą znaczący wpływ na fabułę jest chłopiec (dokładnie tak jak w największych dziełach Carda - o Enderze, Groszku czy Alvinie). Ponownie mamy do czynienia z połączeniem fantasy i Science-Fiction (jak w Glizdawcach czy Powrocie do Domu) i ponownie od książki trudno się odkleić.

To, co szczególnie zasługuje na uwagę, to rozwiązanie odwiecznego problemu podróży w czasie w literaturze - całe to zakłócanie continuum itp. Nie mogłem wyjść z podziwu, że rozwiązanie jest tak zgrabne i łatwe, jak podano to w tej książce. Po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że to najmocniejsza strona tej pozycji.

Motyw podróży, wspaniali, barwni bohaterowie, mędrcy, magia, więzy rodzinne - to wszystko jest na wyciągnięcie ręki! Do tego umiejętne manipulowanie czytelnikiem poprzez powolne dostarczanie mu faktów zawartych w towarzyszącemu każdemu rozdziałowi "wstępowi", który pozornie nie ma nic wspólnego z historią. Od tej książki nie można się oderwać!

Nieco inaczej ma się sprawa z tomem drugim. W "Ruinach" znika nieco fascynacja nowością mocy głównych bohaterów a zaczyna się kombinowanie. Irytuje to, że ani postaci nie mają pojęcia dokąd zmierzają, ani czytelnik nie jest tego świadom, więc zaczyna się śledzenie bohaterów, którzy nie mają przed sobą wyraźnego celu. Mam szczerą nadzieję, że prowadzi to do czegoś, co otrzymamy w trzecim tomie.

Plusem jest to, że książkę, nawet w gorszych fabułowo momentach, nadal czyta się doskonale, trudno się od niej oderwać z uwagi na zżycie z postaciami oraz łatwy, przekonywujący styl Carda, lecz nie z uwagi na historię, co można uznać za wadę, dopóki nie dostrzeże się faktu - oderwać się nadal trudno - czy to takie ważne z jakiego powodu?

Nadrabia za to druga połowa tomu, gdzie widzimy już silniejsze dążenie bohaterów do celu (w pewnej chwili nawet myślałem, że pomyliłem się i jest to ostatni tom serii - tak ładnie się wszystko układało), oraz mniej rozterek duchowych, które w pierwszej połowie książki odrobinę zniechęcają. Ogólnie - wrażenia bardzo pozytywne.

To, co absolutnie nie podobało mi się w tej książce (w żadnym z tomów), to wydanie, a dokładniej okładka. Niestety widać na niej każde dotknięcie palca, a nawet czyste dłonie pocą się podczas kilkugodzinnego czytania. Polecam obłożyć tę książkę na czas czytania, chociażby w gazetę.

Zobacz też:

środa, 20 sierpnia 2014

Kołtun się jeży - Wojciech Cejrowski

"Kołtun się jeży" to inna książka, niż te, do których przywykłem, nawet w kontekście autora. Wiedziałem o poglądach Pana Wojciecha Cejrowskiego, kiedyś oglądałem (będąc jeszcze za młody) "WC Kwadrans", ale mimo to Pan Cejrowski kojarzył mi się głównie z książkami podróżniczymi. Tym razem jednak przeczytałem książkę, która o podróżach nie traktuje i uznałem, że każdy, komu Polska nie jest obojętna powinien ją przeczytać. Zawiera ona bowiem wiele przestróg i wyjaśnień co do sytuacji naszego kraju, która wbrew pozorom, pomimo tzw "przemianom" niewiele się zmieniła. 

Autor z charakterystyczną dla siebie złośliwością, inteligencją i błyskotliwością krytykuje to, co złe, niegodziwe, niewłaściwe, a w reszcie to, z czym się nie zgadza. Nie podzielam wszystkich poglądów Pana Wojtka, ale to jedna z niewielu osób, która ma odwagę mówić to, w co wierzy. Wyrażać swoje zdanie, a nie to zasłyszane w telewizji czy wyczytane z gazet. W dzisiejszej Polsce to unikat. Ponadto autor nie stara się nikomu przypodobać (rzekłbym nawet, że wręcz przeciwnie), nikogo usprawiedliwić ani nikomu nie wybaczać, skoro na to wybaczenie nie zasługuje. A zdrajców ojczyzny - won za Don! I muszę przyznać, że jest to pogląd mnie osobiście bliski i choć czynność nierealna, to właśnie tak należałoby zrobić.

Książka wartościowa, chociaż w wielu miejscach zdaje się, że jest zbyt wiele obrony "WC Kwadransa". Nawet jeśli książka to w dużej mierze odpowiedzi na pytania, to można było jakoś ograniczyć ciągłe wracanie do tego samego tematu - czytałoby się jeszcze przyjemniej i bez niepotrzebnego zgrzytu. Może dałoby się wybrać inny zestaw pytań? Niektóre odpowiedzi (a właściwie pytania) połączyć? Czepiać się można, ale obecne wydanie to jedynie powtórka z roku 1995, wzbogacona o aktualny komentarz autora.

Z uwagi na specyfikę książki oceny punktowej nie będzie, ale zapewniam, że książka jest dobra i warta przeczytania. Oczywiście o ile komuś sprawa Polski nie zwisa, kultura i moralność nie jest obojętna i przede wszystkim nie uważa, że "za komuny było lepiej". Nie było! Nikomu!

Zobacz też:

sobota, 16 sierpnia 2014

Grombelardzka Legenda - Feliks W. Kres

Grombelardzka Legenda to dzieło bardzo ciekawe na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim jest to zbiór opowiadań, które budują legendarną postać Łowczyni i opowiadają jej losy, tworząc tym samym spójną całość. Łączy je jednak nie tylko postać głównej bohaterki, ale także miejsce (jak sama nazwa wskazuje wydarzenia mają miejsce w Grombelardzie), pozostałe postaci, które nieodmiennie towarzyszą Łowczyni, mając swój udział w powstawaniu legendy a także niepowtarzalny, mroczny, ponury nastrój opowieści.

Historia zawarta jest w dwóch tomach, z czego pierwszy tom ma zdecydowanie bardziej pozytywny wydźwięk, drugi tom natomiast w pewnym sensie może zwiastować... przejście legendy do legendy - cóż, starość nie radość. Co ciekawe - każde z opowiadań można traktować jako odrębną całość, ale połączone tworzą całość większą, pełniejszą i niezaprzeczalnie spójną. Warto nadmienić, że autorowi udało się osiągnąć zamierzony efekt - stworzył prawdziwą, legendarną postać, która idealnie wpisuje się w wykreowany przez niego świat. 

W mojej opinii to właśnie postaci są najsilniejszą stroną powieści. Są wyraziste, choć nie czarno białe, oryginalne choć nie przekombinowane i przede wszystkim ulegają pewnemu przerysowaniu w oczach postaci drugoplanowych - stają się legendami, choć same się nimi nie czują. Zupełnie inaczej czyta się opis wydarzeń oczami bohaterów, a inaczej opis tych samych zdarzeń, po interpretacji przez przypadkowych "opowiadaczy".

A teraz odrobinę o minusach. Podstawową wadą jest to, że tak jak w czasie czytania opowiadania nie można się od książki oderwać, tak pomiędzy opowiadaniami trudno mi było do książki powrócić. Przeskoki czasowe, choć zrozumiałe, utrudniały to z jednej strony, a poczucie zamknięcia historii każdego z opowiadań potęgował wrażenie z drugiej strony. W efekcie czytanie książki przedłużało się, bo pomiędzy rozdziałami-opowiadaniami sięgałem po inne pozycje. 

Inną wadą są nieco mniej udane opisy intryg politycznych. Są zakonspirowane przed bohaterami, czytelnikiem, a od czasu do czasu odnosi się wrażenie, że i przed narratorem. Nie czyta się tego dobrze, a szkoda, bo sam przebieg tych intryg jest ciekawy i ma istotny wpływ na akcję powieści.

Zakończenie natomiast jest na wysokim poziomie. Podniosły nastrój i globalność wydarzeń z zakończenia wspaniale wieńczy dzieło. Zaczynając czytać ostatni rozdział-opowiadanie miałem mieszane uczucia, ale po dokończeniu go byłem pod wrażeniem i chętnie sięgnę po kolejny tom Księgi Całości.

Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 7 (Opisy intryg politycznych obniżyły ocenę.)
  • Lekkość Pióra: 8 (Podnoszę z uwagi na to, że od konkretnego opowiadania trudno się było oderwać.)
  • Akcja: 8 (Ciekawa, rozwijająca się, spójna i budująca nastrój legendy.)
  • Bohaterowie: 9 (Mnogość świetnych bohaterów.)
  • Zakończenie: 9 (Bardzo dobre i współgrające z nastrojem opowieści.)
  • Ocena Łączna: 41/50

Zobacz też:

wtorek, 5 sierpnia 2014

Nowa Fantastyka 08 (383) 2014

Niniejszy numer NF zaskoczył mnie nowatorskim podejściem na poziomie formy. Pomimo braku fajerwerków na płaszczyźnie treści (szczerze to żadne opowiadanie nie zrobiło na mnie pod tym względem dobrego wrażenia), stanowi niesamowitą kopalnie stylów i środków. Duży plus za to.

Pierwsze opowiadanie - "Księżniczka i Śpiący Rycerze" Andrzeja W. Sawickiego - to ciekawa mieszanka steampunka i cyberpunka, w nieco mangowej stylistyce i z polskim akcentem. Jeśli chodzi o treść, moją uwagę przykuła jedynie szarża szwoleżerów, która zwyczajnie musiała mi się spodobać, gdyż doskonale oddała ducha polskości (a przynajmniej tego, który istniał gdy istniała jeszcze prawdziwa polskość). Najbardziej jednak uderza połączenie koncepcji, których pozornie połączyć się nie da. A jednak się udało.

Następne opowiadanie to "Kolczasty" Tomasza Duszyńskiego. Tekst wykręcony, nierealny, naszpikowany surrealizmem, który w jakiś przerażający sposób połączył się z realiami już nie tak surrealistycznymi. nastrój horroru, który rzeczywiście się wydarzył miesza się z jakimś innym, fantastycznym niepokojem. Dziwne, straszne, nieprzyjemne, a jednak w jakiś sposób ciekawe.

"Ilustrowana Biografia Lorda Grimma" Daryla Gregory'ego to teks, w którym od samego początku ma się poczucie nierealności. Nierealna jest sceneria, nierealne są postacie i nierealna jest historia. Przeczytałem je sam nie wiem kiedy i sam nie wiem jak i chociaż jego treść (ponownie) do mnie nie przemówiła, to stylistyka w jakiej jest napisane pozwoliła mi się oderwać od rzeczywistości. I przyznaję, że oderwałem się całkowicie, wszystkimi kończynami.

"Odrodzenie" Kena Liu to tekst zadziwiający już na poziomie gramatyki. Poza rodzajem męskim (on), żeńskim (ona) i nijakim (ono) wprowadza jeszcze jeden, obcy rodzaj (onu). I już z tego powodu tekst jest warty uwagi. Niestety nie jestem fanem hard SF i przez tekst nie przebrnąłem, ale jestem pod wrażeniem kreatywności.

"Raj na Pustyni" Adriana Simmonsa to ostatnie opowiadanie tego numeru. Tekst to nieco przewrotne fantasy, podszyte mitologią wschodu. Według mnie w niniejszym numerze najlepsze, jeśli chodzi o treść. Jeszcze ciekawsze jeśli chodzi o świat. jest jakby hermetyczne - przedstawione uniwersum jest spójne i ciekawe. Mimo to, ze niewiele o nim wiemy czujemy się swobodnie czytając opowiadanie w nim osadzone. Bardzo naturalne pióra - tylko pozazdrościć.

Publicystyka to dalszy ciąg felietonu o urzędzie cenzury, ciekawe dywagacje na temat wymierzania sprawiedliwości za pomocą wehikułu czasu (choć nieco błędne w założeniach) oraz mniej ciekawy opis eksperymentu polegającego na interpretowaniu nieinterpretowalnych danych. Najciekawsza jest jednak recenzja filmowa, która faktycznie odniosła skutek - mam zamiar obejrzeć polecany film.

Zobacz też:

poniedziałek, 28 lipca 2014

Nowa Fantastyka 07 (382) 2014

Niniejszy numer "Nowej Fantastyki" autentycznie mi się podobał. Przynajmniej w większości - w tej części, w której go przeczytałem. Co ciekawe, nigdy nie uważałem się za fana horroru, a nie da się ukryć, że lipcowy numer (czemu właśnie wakacyjny?) poświęcony jest grozie, strachowi i mrocznym wizjom. Mimo to czytałem z zapartym tchem...

To, że w ludziach drzemią mroczne pokłady zła, wiadomo nie od dziś. Żądza, okrucieństwo, zawiść, nienawiść, plugawość, nieprawość, wyuzdanie, zboczenie... większości z tych uczuć nie uzewnętrzniamy, nie dajemy im dojść do głosu. Ale to nie znaczy że nie istnieją. Co jednak, gdyby zostały ucieleśnione? Co, gdyby nielubiany przez nikogo, szeregowy pracownik najniższego szczebla korporacji, który skrycie marzy o tym, by zerżnąć koleżanki z księgowości, podpalić biuro czy wypatroszyć tego przemądrzałego sukinsyna z trzeciego piętra, pozwolił swoim żądzom dojść do głosu, przejąć kontrolę i popadłby w niekontrolowany szał? Czasem takie rzeczy się dzieją - ludzie popadają w obłęd, a wtedy do głosu dochodzą demony. To nawet nie musi być obłęd. Może demony działają zupełnie niezależnie od świadomości nosiciela i robią rzeczy, których same chcą? Ponurą wizję demonów, które przejmują panowanie nad pozornie zwyczajnymi osobami przedstawia nam Cezary Zbierzchowski w "Róży Wiatrów". Polecam przeczytać, choć warto tradycyjnie wspomnieć o "widzach o mocnych nerwach"...

"MMA" Michała Nowiny to krótki, sympatyczny i nieskomplikowany utwór, który w jakiś sposób skojarzył mi się z dopiero co zakończonymi Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej. Niezbyt pochlebne to skojarzenie. Przeczytać opowiadanie można, chociaż nie warto spodziewać się niczego odkrywczego - ot, odrobina rozrywki.

"Kadry Apokalipsy" autora, którego książkę recenzowałem niedawno - Paolo Bacigalupi'ego zrobiły na mnie spore wrażenie, szczególnie ze względu na doskonały opis scenerii, w której... zupełnie nie ma co opisywać. To właśnie stanowi wartość autora. Tematyka opowiadania także nie pozwala pozostać obojętnym i sporo mówi o tak zwanej "etyce dziennikarskiej". Do tego dodajmy doskonałe zakończenie historii oraz niesamowicie wyraziste postaci głównych bohaterów, a otrzymamy świetne, nietuzinkowe opowiadanie, które każdy powinien przeczytać.

Największe jednak wrażenie, głównie ze względu na wspaniały klimat, zrobiły na mnie "Ciemne Ogrody" Grega Kurzawy. Co prawda przesłanie opowiadania do mnie nie trafiło (no - po części, ale na pewno nie w stopniu na jaki liczył autor), to nastrój zaszedł mnie od tyłu i wywołał dreszcze na karku. Każdy, kto dysponuje bujną wyobraźnią, powinien to opowiadanie przeczytać przy małej lampce, w środku nocy. Pod tym względem - bardzo polecam.

Ostatnim opowiadaniem, jest nawiązujący do twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta utwór pod tytułem "Shoggothy w Rozkwicie", którego autorką jest Elizabeth Bear. Podobieństwo osiągnięto zarówno dzięki tematyce, jak i samemu stylowi snucia opowieści. Sympatycy samotnika z Providence powinni być zadowoleni. Ja byłem.

Wśród publicystyki bardzo podobała mi się pierwsza część felietonu "Cenzor, twój brat" Macieja Parowskiego, która dała mi odrobinę większe pojęcie na temat urzędu cenzury, który działał w naszym pięknym kraju. Z przyjemnością przeczytałem także "Słuszną Słuszność" Rafała Kosika, jako że podzielam poglądy na ten temat i ze zdumieniem śledzę poczynania znajomych, którzy idealnie wpisują się w przedstawiony wzorzec. Zapoznałem się także z przyjemnością z "Odrodzeniem Analogowych Antyków" Petera Wattsa i choć tezę tam zawartą podzielam jedynie w części, tekst napisany jest rzeczowo.

Na koniec podziękowanie dla załogi NF za zmianę rozkładu kolumn w dziale felietonów - teraz czyta się je o wiele łatwiej i przyjemniej.


poniedziałek, 7 lipca 2014

Podsumowanie I połowy 2014 roku

Pierwsza połowa roku za nami i chociaż w dużej części upłynęła pod znakiem opowiadań zawartych w "Nowej Fantastyce", to kilka książek jednak zmieniło miejsce i z półki "do przeczytania" trafiło na "przeczytane" i czeka na podsumowanie. Oczywiście, tradycyjnie podczas podsumowania posłużę się punktacją.

Poza recenzjami, blog odrobinę ewoluował. Pojawiła się możliwość sortowania recenzji po gatunku literackim (chmura w panelu po prawej stronie), oraz zakładka "wyprzedaż", gdzie w dobrych cenach proponuję nabycie niektórych książek z moich osobistych zbiorów (pozycje, które mi się powtarzają lub takie, na które nie znalazłem miejsca w swoim księgozbiorze). Zapraszam z korzystania z tych udogodnień. Jednocześnie przypominam, że blog nie ma charakteru komercyjnego, dlatego jeśli uznacie, że jakaś recenzja zachęciła Was do nabycia danej książki, możecie przenieść się do sklepu internetowego (lub porównywarki cen) klikając na zdjęcie książki, zazwyczaj towarzyszące recenzji. W ten sposób książkę kupicie tanio, a mnie nagrodzicie prowizją od partnera.

A teraz do rzeczy...

Przede wszystkim uderzyło mnie to, jak niewiele książek uzyskało wysoką notę (powyżej 40 punktów). Wśród zrecenzowanych 14 pozycji (poza wspomnianymi wcześniej opowiadaniami w czasopiśmie), a dokładniej spośród 11 ocenionych pozycji, ocenę powyżej 40 punktów uzyskały jedynie 3 pozycje. Muszę jednak przyznać, że pierwsza przeczytana w tym roku książka - "Pasja Życia" - bardzo zawyżyła moje oczekiwania na ten rok.

Oto jak przedstawia się ranking książkowy w obecnym półroczu:

Tytuł Autor data publikacji recenzji ocena łączna
Północna Granica Feliks W. Kres 2014-04-03 45
Ojciec Chrzestny Mario Puzo 2014-04-29 43
Pasja Życia Irving Stone 2014-01-19 43
Najemnicy Tomas Bartos 2014-01-23 40
Gwiazdozbiór Kata Rafał Dębski 2014-03-04 39
Złomiarz Paolo Bacigalupi 2014-06-09 36
Wyznania Łgarza Philip K. Dick 2014-02-22 36
Czas Zmierzchu Dmitry Glukhovsky 2014-03-25 35
Flush Virginia Woolf 2014-06-04 34
Król Bezmiarów Feliks W. Kres 2014-05-07 34
Zakon Krańca Świata Maja Lidia Kossakowska 2014-02-04 34
Szarańcza Gabriel Garcia Marquez 2014-03-31      bez oceny
Szepty Dzieci Mgły Trudi Canavan 2014-03-28      bez oceny
Szeryf z miasta bezprawia Przemysław Słowiński 2014-02-13      bez oceny

Pierwsze miejsce w I półroczu roku 2014 zagwarantowała sobie książka pod tytułem "Północna Granica", którą bardzo dobrze wspominam. Co ciekawe, pozycja ta zrównała punktowo się z "Brudnopisem", który jest przecież Najlepszą Książką Roku 2013 Bloga Recenzent Amator. Czyżby pretendent do tytułu na ten rok? Na odpowiedź musimy zaczekać jeszcze około 6-ciu miesięcy.

W tym miejscu warto wspomnieć o opowiadaniu "Dotyk Kata", o którym wspominałem podczas recenzowania "Gwiazdozbioru Kata", a ktore przy tej okazji oceniłem na wysokie 44 punkty.

Teraz pora na zwycięzców poszczególnych kategorii:

W kategorii Kunszt Literacki niekwestionowanym zwycięzcą, a zarazem jedyną książką, która jak dotąd zdobyła maksymalną ocenę jest wspomniana wcześniej "Pasja Życia".

Kategorię Lekkość Pióra zdominowała jednogłośnie "Północna Granica", zdobywając maksymalną ilość punktów.

Podobnie rzecz ma się z kategorią Akcja - ponownie "Północna Granica" i ponownie maksymalna ocena.

Kategoria Bohaterowie nie ma jednego zwycięzcy. Wręcz przeciwnie - jest ich bardzo wielu. Niestety wszyscy oni zdobyli jedynie osiem punktów w tej kategorii, co tłumaczy ich ilość na podium. A są to:

W końcu ostatnia kategoria - Zakończenie. Tutaj niespodzianka. Pojawiła się książka, która została oceniona na całe dziesięć punktów.Są to "Najemnicy", których umieszczam tutaj z przyjemnością, gdyż jest to dobra, a niedoceniona przeze mnie początkowo książka.

Przypominam także o możliwości polecenia mi książki, na zasadach, które opisałem pół roku temu, podczas poprzedniego podsumowania. Konkurs (a w zasadzie kolejna jego edycja) nadal w toku. 

Udanego Czytania
Wasz Bler

piątek, 27 czerwca 2014

Nowa Fantastyka 06 (381) 2014

Kolejny numer NF pozytywnie zaskoczył mnie przede wszystkim pierwszym opowiadaniem - "Rekordzistą" Szymona Stoczka. Opowiadanie jest tak nowatorskie, że o mały włos bym go nie przeczytał. Po przeczytaniu kilku pierwszych akapitów uznałem, że jest obrzydliwe i chciałem przerwać lekturę, w opowiadaniu było jednak coś hipnotycznego. Nie dość, że jest to wizja nieco postapokaliptyczna, to jeszcze nie opowiada o znanym nam świecie, ale zabiera nas do świata-organizmu, gdzie wszystko żyje, zmienia się, ewoluuje... Na domiar złego (albo dobrego) autor przedstawia bohatera tak, jak ja widzę ludzi, którzy zażywają narkotyki - jako świrów, wstrzykujących sobie prosto w żyłę trujące chemikalia, nieznane, szkodliwe substancje. A skoro tak, to czemu nie od razu wirusy? W dalszej części czynność ta okazuje się w pewnym sensie rytuałem, tradycją - to jeszcze bardziej przeraża, gdyż jest jeszcze bliższe niektórym zachowaniem z naszego świata. Moim zdaniem opowiadanie wybitne i nawet, jeśli komuś ma się nie spodobać, to przeczytać należy je koniecznie - czegoś takiego ze świecą szukać!

Motyw samospełniającej się przepowiedni znam już z innych opowiadań i powieści, więc "Starzec z Bagien" Artura Wierzchowskiego mnie nie zachwycił. Przeciętne opowiadanie, raczej dla tych, którzy są dopiero na początku swojej przygody z fantastyką.

Po lekturze "Utraconych Światów Nino Sandovala" Jakuba Małeckiego uznałem, że w zasadzie opowiadanie jest o niczym... ale jeszcze nigdy nie czytałem tak dobrze napisanego tekstu o niczym. Jest zupełnie magiczny, czyta się świetnie, jest w nim połączenie świata rzeczywistego, wierzeń, odrobiny fantazji i wizji chorego umysłu. A wszystko bardzo spójne i niemal poetyckie.

Prozę zagraniczną tym razem litościwie przemilczę...

Publicystyka to, jak dla mnie, "Empatia Sp. z o.o." - świetny tekst, który potwierdza moje odczucia, co do relacji pomiędzy poszczególnymi członkami społeczeństwa. Trafny, spójny i prawdziwy jak diabli.

Zobacz też:

piątek, 13 czerwca 2014

Nowa Fantastyka 05 (380) 2014

Otwierające numer opowiadanie pod tytułem "Gambit Petermanna" Sławomira Prochockiego to kawał bardzo przyjemnego w odbiorze S-F. Przyjemny opis fragmentu podróży kosmicznej statkiem transportowym, podany w bardzo przyjemnej i familiarnej formie. To typ opowiadania, które zawsze ma się ochotę czytać. Jedno, co do czego czułem niedosyt, to pointa - niby jest, ale nie zachwyca, szczególnie w zestawieniu ze świetną resztą. Czysta przyjemność. Koniecznie trzeba przeczytać!

Następnym opowiadaniem jest przyjemny w odbiorze, humorystyczny "Najcenniejszy skarb na świecie" Jacka Wróbla. Nic spektakularnego, ale opowiadanie ładnie napisane i pozwalające się rozerwać. Warto, bo lekkie.

"Treser" Piotra Górskiego z początku nie przypadł mi do gustu i przeczytałem jedynie dlatego, ze był to dość krótki utwór, ale po zastanowieniu stwierdzam, że ma on jedną niezaprzeczalną zaletę. Jest mianowicie na tyle enigmatycznie napisany, zawiera tak mało opisów, że czytelnik zmuszony jest uruchomić wyobraźnię! To wspaniały i trudny do przeprowadzenia zabieg, ale przez chwilę czułem się jak dzieciak, czytający z wypiekami na twarzy pierwszą książkę, oderwany od telewizji, gdzie wszystko podane na tacy chłoniemy oczami. Za to bardzo autorowi dziękuję.

"Historia Nikczemnego" Johna Scalzi to połączenie nowego Science Fiction z S-F-Retro. Autor odnosi się do praw robotyki Asimova w sposób ciekawy i twórczy, zamiast używać ich jako wytłumaczenia dla akcji opowiadania. W ciekawy sposób ukazuje też niemoc człowieka, który dla ułatwienia sobie życia otoczył się w pełni zautomatyzowanym środowiskiem. Warto!

"Siarka i marmolada" Aarona Corvina to przesympatyczny tekst. Demony w funkcji dziecięcych pupilków, a już szczególnie Mroczny Władca Miniaturka to pomysł z piekiełka rodem. Tekst mnie ubawił, a przy okazji okazało się, że posiada wcale wartościową pointę. Polecam!

Ostatnie opowiadanie - "Wróć do Morza" Jasona Vanhee było ponad moje siły i przez nie nie przebrnąłem.

Zobacz też:

czwartek, 12 czerwca 2014

Nowa Fantastyka 04 (379) 2014

Znów pozytyw dla NF. Kwietniowy numer obfituje w przyjemne teksty, godne polecenia.

Zaczynamy od "Córki Aegira" Łukasza Malinowskiego. Tekst o tyle udany, że w idealny i nienarzucający się sposób łączy świat realny ze światem nordyckich wierzeń. Posiada bardzo udaną kompozycję i na pierwszy rzut oka widać, że jest dokładnie przemyślany. Autor jest doktorem nauk historycznych, co nieco tłumaczy dbałość o szczegóły. Spodoba się każdemu miłośnikowi RPG, gdyż wspaniale obrazuje postać skalda - barda wikingów. Polecam!

Następnie zagłębiamy się w "Przypadki Guliwera Kruzoe" Przemysława Zańko, czyli zgrabnie poprowadzoną wariację na temat korzystania z zasobów literatury w popkulturze. Lekkie i przyjemne, a jednocześnie obrazujące pewne zjawisko, które coraz szerzej występuje wśród młodzieży. Warto!

"Czyściec 3D" Kazimierza Kyrcza Jr'a to sympatyczny dreszczowiec, który przywodzi mi na myśl film "Show" Macieja Ślesickiego. Nic wybitnego, ale przyjemna, łatwa rozrywka. 

"KZIDKA 1.0" Lillian Wheeler to świetne, krótkie opowiadanie obrazujące relację człowieka z maszyną oraz tęsknotę do kontaktu z inną istotą. Anonimowość i bezduszność współczesnego świata a także poszukiwanie bezpieczeństwa, nawet w najbardziej irracjonalny sposób. Podobało mi się także niejednoznaczne, ironiczne zakończenie. Bardzo polecam!

"Machina Sterowana Zdalnie czyli Historia Czerwonych Kapeluszy", autorem której jest Scott Lynch, to brawurowo poprowadzona opowieść o grupie magów wojennych. Samo to sprawia, że opowiadanie musi się spodobać sympatykom fantasy! Nie może być inaczej, gdy zaklęcia sypią się z rękawa (czasami dosłownie), powietrze skrzy od magii a przyzwane demony wykonują polecenia magów, by móc wrócić do swego wymiaru. Bardzo przyjemne w odbiorze, dające wiele frajdy czytelnikowi. Doskonale sprawdziłoby się jako wstęp do dłuższej formy. Polecam!

Próbowałem przebrnąć przez "Stertę Porwanych Obrazów" Sunny Moraine, lecz niestety po trzecim razie, gdy zorientowałem się, że zupełnie nie wiem co czytam, odpuściłem.

Jeśli chodzi o publicystykę, felieton "Papierowa mapa myśli" podzielił moje wątpliwości i spostrzeżenia, jeśli chodzi o dokonywanie notatek. Pozostałe nie zrobiły na mnie większego wrażenia.

Zobacz też:




poniedziałek, 9 czerwca 2014

Złomiarz - Paolo Bacigalupi

Bez bicia przyznaję się, że do przeczytania "Złomiarza" przyczyniła się zbieżność nazwisk autora i jednego z bohaterów książki "Ostatnia Noc w Twisted River". Wychodząc jednak z założenia, że nie powód z jakiego sięgnęło się po książkę jest ważny, ale sama powieść, przeczytałem całość. I nie zawiodłem się. 

Książka sklasyfikowana przeze mnie została w aż trzech kategoriach, bo zupełnie nie wiedziałem jak do niej podejść. Przede wszystkim miejscem wydarzeń jest futurystyczno-postapokaliptyczna wersja przyszłości naszego globu i to wcale nie tak odległa. To wskazywałoby na fantastykę. Jednak sceneria nie ma decydującego wpływu na akcję i z powodzeniem można by ją było zastąpić dowolnymi nadoceanicznymi slumsami. Sporo w powieści wartkiej akcji, są pogonie, walki, strzelaniny. To sprawia, że książka wydaje się sensacyjna. Są w końcu momenty spowolnienia, bogatych opisów i ogólnie rozrywkowego charakteru tej opowieści, co umieszcza ją na półce z beletrystyką. Najważniejsze jednak, że powinna się ona spodobać sympatykom wszystkich tych gatunków.

Opowiada o skrajnie rozwarstwionym społeczeństwie, gdzie klasa średnia właściwie nie istnieje (a przynajmniej w powieści się nie pojawia). Ludzie żyją albo w świecie skrajnej nędzy, gdzie panuje brutalne prawo dżungli, albo bogato, niejako pod szklanym kloszem, nie zdając sobie sprawy z istnienia przeciwległego bieguna. Zetknięcie się tych światów następuje w najbardziej dramatyczny z możliwych sposobów - chłopak z samego dna spotyka dziewczynę ze szczytów. Nie jest to jednak historia miłosna (choć ten wątek jak można się domyślić jest dość otwarty), ale historia o przyjaźni, lojalności, odwadze i wartościach większych niż materialne. Zarysowane jest to nie tylko dzięki ukazaniu głównych bohaterów, ale w wielu innych miejscach także - to, że nawet istota, której zaprogramowano lojalność względem konkretnej osoby posiada wybór, to, że więzy krwi nie determinują lojalności - to tylko dwa z przykładów.

Książka w jakiś sposób mądra, z pewnością ciekawa i choć nie bazująca na żadnym przełomowym pomyśle, warta przeczytania. Szczególnie, że czyta się sama, a strony z zadziwiającą prędkością zostają w tyle.

 Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 7 (Przyjemny, spójny.)
  • Lekkość Pióra: 9 (Da się oderwać, ale po co?)
  • Akcja: 7 (Przyjemna, choć nic odkrywczego.)
  • Bohaterowie: 7 (Nieźli, chociaż niewiele o nich wiemy.)
  • Zakończenie: 6 (Nic niespodziewanego.)
  • Ocena Łączna: 36/50
Przeczytaj także:

środa, 4 czerwca 2014

Flush - Virginia Woolf

"Flush" Virginii Woolf to książka nietuzinkowa jak i sama autorka. Jest to biografia, ale jakby przecząca zasadom biografii. Jest to bowiem biografia psa, a konkretnie cocker spaniela  o imieniu Flush. Niejako w tle, rozgrywają się wydarzenia w świecie ludzi, zatem obserwujemy losy romansu słynnej dziewiętnastowiecznej brytyjskiej poetki Elizabeth Barret oraz Roberta Browninga.
Pomyśleć można, że powieść Virginii Woolf to ciężka literatura, ale okazuje się, że wcale nie - jest wręcz przystępna, a jednak wysokich lotów. Ładne operowanie słowem (cóż - wtedy powieściopisarzem nie mógł zostać każdy), eleganckie słownictwo, przyjemne poczucie humoru i barwne opisy. Do tego nietypowy pryzmat, przez jaki oglądamy tę historię.

 Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 8 (Potrafi oczarować.)
  • Lekkość Pióra: 7 (Powieść krótka, więc trudno to ocenić.)
  • Akcja: 6 (Bez fajerwerków.)
  • Bohaterowie: 7 (Ciekawi i bardzo żywi - jak na biografię przystało.)
  • Zakończenie: 6 (Spodziewany.)
  • Ocena Łączna: 34/50
Przeczytaj także:

wtorek, 3 czerwca 2014

Nowa Fantastyka - wydanie specjalne - 2 (43) 2014

Ten numer NFws nie przypadł mi jakoś specjalnie do gustu i zmuszony jestem przemilczeć kilka tytułów opowiadań w myśl zasady "jeśli nie możesz powiedzieć nic miłego, lepiej nie mów nic". Zatem te, na temat których powiedzieć coś mogę...

"Niepomszczeni" Piotra Górskiego to świetny tekst stanowiący wspólną całość, a jednocześnie zapowiedź powieści (opowiadanie stanowi wymarzony pierwszy rozdział - przykuwa czytelnika na dłużej. Sam byłem zaskoczony i zawiedziony, że to już koniec). Opisy są dopracowane, ale nie przedumane, może nieco oszczędne. Więcej nie powiem - trzeba przeczytać!

"Poczwórna Koniunkcja" Bartłomieja Dzika to świetne opowiadanie obrazujące hasło "pióro mocniejsze od miecza". Opowiadanie w dobrym guście, steampunkowym klimacie i z odpowiednią dawką dobrego humoru. Bohaterowie z westernu, rodem z opowieści płaszcza i szpady a także zupełnie współcześni są połączeni w zgrabny sposób. Warto przeczytać.

"Atmosphaera Incognita" Neala Stephensona to w gruncie rzeczy prosta historyjka, od autora z inżynierskim zacięciem. Opowiadanie jest, ogólnie rzecz biorąc, opisem powstawania budowli (windy kosmicznej, ale nie to jest najistotniejsze), opowiedziane przez osobę, która została wtajemniczona w proces i uczestniczyła w nim przez cały przebieg inwestycji. Ciekawe, choć może nie porywające. Czyta się dobrze.

"Spirey i Królowa" Alastaira Reynoldsa to ciekawa, kosmiczna historyjka, chociaż nieco wtórna. Czytałem już co najmniej kilka opowiadań opartych na tym samym motywie (wielka mistyfikacja, bunt maszyn, kolonizacja). Napisane jest całkiem nieźle, choć do "Tysięcznej Nocy" wiele mu brakuje. Można przeczytać.

poniedziałek, 26 maja 2014

Nowa Fantastyka 03 (378) 2014

Kolejny numer NF zaskoczył mnie pozytywnie. Jest w nim kilka tekstów wartych uwagi, których lektura dała mi dużo przyjemności. Niestety napisać o nich mogę dopiero teraz, ale zainteresowani z pewnością znajdą sposób, by zaopatrzyć się w wybrany przez siebie numer czasopisma.

Pierwsze opowiadanie - "Falstart" Wawrzyńca Podrzuckiego to kryminał rodem z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku, ale osadzony w realiach futurystycznych, gdzie śledczy zostali zastąpieni przez maszyny a intuicję i przeczucie zastąpił rachunek prawdopodobieństwa. W tych realiach znacznie łatwiej dopasować ślady, znalezione na miejscu zbrodni do wzorca z bazy danych, połączyć fakty czy nawet wyświetlić prawdopodobne wersje wydarzeń. System stwarza jednak także nowe możliwości przestępcom. Czasem więc detektyw z krwi i kości okazuje się niezastąpiony. Opowiadanie przyjemne, utrzymane w miłym, znajomym klimacie. Godne polecenia.

Następnym opowiadaniem jest "Kre(jz)olka" Krystyny Chodorowskiej, czyli dowód na to, że tłumacz może stworzyć nietuzinkowe dzieło, oparte na dziedzinie, na której zna się najlepiej. Jak opisać po polsku specyfikę neologizmów w języku angielskim? Tego właśnie możemy się dowiedzieć. Opowiadanie jest mi bliskie, bo także nie podoba mi się kierunek, w którym ewoluuje język - uproszczenia, skróty i zrosty stają się nowomową, zakradającą się do języka i zostającą w nim na dobre. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie fakt, że młodzi ludzie, na co dzień używający tego neojęzyka, jednocześnie zapominają, że język rodzimy jest bogatszy i bardziej wszechstronny niż to, czym obecnie dysponują, zmniejszając spektrum znaczeniowe poszczególnych pojęć. Opowiadanie realistyczne, pokazujące skalę problemu oraz to, że posługiwanie się nowomową nie musi i nie powinno sprawiać, że odchodzimy od pierwotnego języka. A jednak sprawia.

"Coś Najbliższego" Genevieve Valentine to opowiadanie, które oparte na ciekawym pomyśle, jest jednak w stanie zmęczyć i zniechęcić nawet cierpliwego czytelnika. nie będę się rozpisywał, bo odłożyłem na dwie strony przed końcem.

Bardzo spodobała mi się za to surrealistyczna "Dzika Farma" Charlesa Strossa. Czytając ten utwór miałem wrażenie, że oglądam groteskowy film rysunkowy. Gdy dotarłem do końca okazało się, że na podstawie opowiadania w 2004 roku faktycznie powstał film animowany. Tekst jest bardzo spójny i chociaż postacie wydają się przerysowane, a opisy urządzeń jakieś takie rozdmuchane, niemal steampunkowe. Przyjemny tekst, a i film chętnie obejrzę.

Ostatnim opowiadaniem jest "Utracona dusza Marguerite Espinozy" autorstwa Jeremiaha Tolberta. Jest to mistyczne fantasy, oparte na pytaniu, "co by było, gdyby nie każdy człowiek rodził się obdarzony duszą?" - nieco bluźnierczym, warto dodać. Tekst bazuje na ciekawym, chwytliwym pomyśle, ale jest dość przewidywalny i w gruncie rzeczy płytki. Napisany poprawnie może cieszyć przez chwilę, ale szybko wyleci z pamięci.

Jeśli chodzi o publicystykę, to bardzo przypadł mi do gustu felieton Rafała Kosika pod tytułem "Cenzurowanie słownika", który w jakiś sposób łączy się z opowiadaniem Pani Chodorowskiej. Jest to temat, który porusza mnie bardzo, gdyż jestem zwolennikiem pięknego wysławiania się, poszerzania zakresu słownictwa i sprzeciwiania się uproszczeniom w rodzaju "poszłem", które podobno ma na stałe wejść do słowników jako forma poprawna (niech sobie dopisują do wszystkich słowników świata - w moim nie istnieje).

Felieton Łukasza Orbitowskiego za to, w tym konkretnym numerze był dość jałowy. Zawsze czytuję go z zainteresowaniem, ale tym razem nie spełnił moich oczekiwań. Jednakowoż nie odmówię sobie przyjemności zerknięcia doń w następnym numerze "Nowej Fantastyki".



sobota, 17 maja 2014

Nowa Fantastyka - wydanie specjalne - 1 (42) 2014

W tym numerze kilka dłuższych (niż na łamach wydań nie-specjalnych) opowiadań.

Pierwszym opowiadaniem jest "Wieczór w Ogrodzie" Ewy Bury, którego nie doczytałem, gdyż nie miałem z jego lektury żadnej przyjemności. Zbyt poetyckie.

Następne były "Koła na Wodzie" Małgorzaty Wieczorek, które dały mi frajdę podczas czytania, ale końcówka okazała się być sztampowata. Ot - takie sobie opowiadanko z przeciętną fabułą. Ale czyta się przyjemnie, więc parę minut relaksu zapewnia.

Kolejne opowiadanie to "Upadek Troi" Łukasza Górskiego, czyli humorystyczna historyjka o koniu trojańskim. Czytając miałem przed oczami sceny z filmu "Monty Python i Święty Graal", chociaż samo opowiadanie przypominało film tylko w bardzo ogólnym zarysie. Może nie jest to odkrywcze, ale za to lekkie i przyjemne, a przy okazji można się dobrze pośmiać.

Następni byli "Nieproszeni Goście" Lairda Barrona - opowiadanie napisane bardzo ładnym językiem, ciekawe czy za sprawą autora, czy też objawił się kunszt tłumacza. Nastrojowe, choć nieco powolne na początku, w drugiej części przyspiesza i przeciska czytelnika przez sito horroru, sennych koszmarów, grozy. Przyjemne w odbiorze i godne polecenia. Przy okazji - powiew klasyki (sceny i klimat jak z klasycznego horroru).

Ostatnim, a zarazem zasługującym na najcieplejsze słowo jest opowiadanie (a w zasadzie mikropowieść) "Tysięczna Noc" Alastaira Reynoldsa. To kryminalna zagadka, dość średnia z resztą, ale osadzona w tak futurystycznym świecie i napisana z takim rozmachem, że nie można się nie zachwycić. Lekkie pióro (znów ukłony dla tłumacza) i wspaniałe, delikatne wprowadzenie czytelnika w świat istot tak nam bliskim, a jednocześnie tak odległym sprawia, że ciężko się od tego tekstu oderwać. Kończąc lekturę zastanawiamy się jak dalece w przyszłość wybiega autor, prezentując nam ludzkość, która stała się równa bogom i spotyka się co dwieście tysięcy lat, by wymienić doświadczeniami i uzupełnić wiedzę o wszechświecie, jednocześnie będąc tego wszechświata jedynie nieskończenie małą cząstką. Zarówno w sensie czasu jak i przestrzeni... jak i pod wszystkimi innymi względami.


środa, 7 maja 2014

Król Bezmiarów - Feliks W. Kres

Drugi tom "Księgi Całości" a zarazem pierwsza książka tego autora nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak "Północna Granica". Książka mogłaby zostać sfilmowana jako średniej długości serial - wiele wątków i barwnych postaci zmieszanych w iście wybuchową piracką historię z elementami polityki. Problemem jest właśnie wielowątkowość - natłok informacji sprawia, że miejscami czytelnik może poczuć się zagubiony. Aż trudno uwierzyć, że wszystkie te wydarzenia zawarto w jednym tomie.

Początek książki czyta się doskonale - jest składny, zawiera jeden, główny wątek, czyta się jak po maśle. Niestety później autor stara się wrzucić w barszcz za dużo grzybków, zrealizować wszystkie swoje pomysły na łamach jednej książki i choć historia na tym nie traci, bo opisywane wydarzenia są nadal pasjonujące, to czytelnik staje się nieco zagubiony, co raczej nie jest w tym przypadku zamierzonym efektem. Opisom brak jest uporządkowania, co bardzo zakłóca odbiór powieści.

Chociaż początkowo byłem zachwycony tym, że od książki nie można się oderwać, w pewnym momencie czytanie stało się żeglowaniem pod prąd, z przeciwnym wiatrem. Chwilami miałem wrażenie, że autor próbuje na szybko opisać jakiś wątek, by wrócić do tego, co tak na prawdę go interesuje, a to nie zrobiło fabule dobrze. Zbyt wiele niedopowiedzeń rozstrzyga się dopiero po jakimś czasie, kiedy któryś z bohaterów wspomina dany moment historii. Przez całą książkę myślałem, że ma to na celu zaskoczenie czytelnika, że zmierza do zamknięcia opowieści, ale okazało się, że nie było to podyktowane żadnymi zauważalnymi argumentami.

To czego nie można autorowi odmówić, to wspaniałe, rzeczowe opisy wojny, strategii i taktyki. Prowadzone są po mistrzowsku, szczegółowo opisując niuanse prowadzenia kampanii wojennej. Przy tych fragmentach cała reszta schodzi na dalszy plan i schodziłaby nawet, gdyby nie była mętna...

Tym niemniej zamierzam po krótkiej przerwie powrócić do "Księgo Całości", zatem i recenzje kolejnych tomów pojawią się zapewne na łamach niniejszego bloga.

Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 8 (Opisy prowadzenia wojny podniosły ocenę.)
  • Lekkość Pióra: 7 (Chwilami ciężkawe do przebrnięcia.)
  • Akcja: 6 (nieuporządkowana, zbytnio zagmatwana.)
  • Bohaterowie: 8 (Jeden z lepszych aspektów książki.)
  • Zakończenie: 5 (Bez fajerwerków.)
  • Ocena Łączna: 34/50

wtorek, 29 kwietnia 2014

Ojciec Chrzestny - Mario Puzo

Chociaż "Ojciec Chrzestny" jest książką, której reklamować nie trzeba, sam przeczytałem ją dopiero teraz, postanowiłem zatem napisać o niej parę słów dla tych, którzy nadal po nią nie sięgnęli. 

Patrząc na powieść, która doczekała się tak znaczącej adaptacji filmowej, nie sposób nie porównać oryginału z wizją reżysera. Choć obawiałem się, znając wcześniej film, czy książka sprosta moim oczekiwaniom, w tym przypadku ciężko jest wskazać jednoznacznie która wersja jest lepsza. Książka zawiera kilka wątków, których nie pokazano na ekranie i choć jest ich niewiele i w zasadzie nie wnoszą wiele do fabuły, to jednak objaśniają kilka niuansów, które bez lektury nie były dla mnie czytelne. Jednocześnie zakończenie bardziej uporządkowane zostało przy adaptacji filmowej, a sama przemiana Michaela i zgranie w czasie lepiej przeprowadzono w przypadku filmu.

Właśnie przeskoki czasowe, których w filmie nie widać na pierwszy rzut oka, lepiej opisane zostały na kartach powieści. Dzięki temu, dokładnie wiemy ile czasu minęło pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami, a tego zawsze brakowało mi podczas oglądania Ojca Chrzestnego.

Klimat powieści jest chyba jeszcze lepszy niż filmowy - ze stron książki bije jakiś spokój, pewność siebie porównywalna chyba tylko z pewnością siebie głównych bohaterów. Czytelnik ma poczucie, jakby narrator sam był członkiem rodziny Corleone, którego zadaniem było spisanie przejęcia władzy przez najmłodszego syna starego Dona. Ten zabieg wciąga czytelnika do wnętrza przestępczego świata, podczas gdy film jedynie ukazuje ten świat z bezpiecznej odległości.

Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 9 (Język dopasowany do epoki, do fabuły.)
  • Lekkość Pióra: 8 (Ponadprzeciętnie, bez fajerwerków.)
  • Akcja: 9 (Nic do zarzucenia.)
  • Bohaterowie: 8 (Przejrzyści, dobrze opisani, zarysowani niemal lepiej niż na filmie.)
  • Zakończenie: 9 (Spójne, wynikające z fabuły i dobrze przemyślane.)
  • Ocena Łączna: 43/50