środa, 13 marca 2024

Czerwona Kraina - Joe Abercrombie

W końcu nadszedł dzień, w którym którąś z książek tego autora mogę nazwać za długą. Czerwona Kraina jest taka bezsprzecznie i chociaż dłuższą chwilę zajęło mi zastanowienie się, czy jest nudna, muszę stwierdzić, że ma obszerne, nudne fragmenty właśnie dlatego, że są długie. Z drugiej strony opisuje monumentalną podróż, która jest długa i... nudna. Książka doskonale to oddaje.

Paradoksalnie nie miałem problemu z przebrnięciem przez tę historię - po prostu szło mi o wiele wolniej niż zwykle i wyjątkowo nie dlatego, że delektowałem się każdym słowem. Akcja tej powieści rozwija się bowiem w ślimaczym tempie. Na domiar złego (a może właśnie z powodu uśpienia czujności czytelnika), końcówka obfituje w niewyjaśnione epizody i zwroty akcji - nie przepadam za poczuciem, że coś mnie ominęło, a w tym przypadku nie wiedziałem, czy to autor zapomniał o tym wspomnieć, czy ja to przegapiłem.

Jedynie stylu, słownictwa i budowy zdań nie śmiem się czepiać, bo są na bardzo wysokim poziomie. Żałuję, że jakoś nie spięło się to w całość. Obawiam się, że na jakiś czas odpocznę od tego autora.

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 9 (Jak zawsze - klasa.)
  • Lekkość Pióra: 6 (Bywało ciężko.)
  • Akcja: 6 (Powolna przez większość stronic.)
  • Bohaterowie: 8 (Miło było znów o nich poczytać i poznać nowych.)
  • Zakończenie: 7 (Nienajgorsze.)
  • Ocena Łączna: 36/50

Cenę tej książki można sprawdzić:

poniedziałek, 4 marca 2024

Popiół i kurz - Jarosław Grzędowicz

Od razu na wstępie zaznaczę, że do prozy Pana Grzędowicza mam mieszane odczucia. Z jednej strony szalenie mnie wciąga, z drugiej mam wrażenie, że jest przekombinowana. Z jednej czuję, że głęboko wchodzę w przedstawiony świat, z drugiej, że nie dość głęboko, że autor zostawia coś dla siebie, jakiś obszar, do którego czytelnika się nie wpuszcza. W ten sposób autor budzi respekt. To niepokojące, osobliwe odczucie towarzyszyło mi przy lekturze "Pana Lodowego Ogrodu" i pojawiło się także tutaj. 

Opowiadanie, które jest zalążkiem całej opowieści, jakby przedsłowiem jest absolutnie niesamowite. Jest dziełem skończonym, samodzielnym. Zdecydowanie zachęca do rozwinięcia tej historii. Niestety, w moim odczuciu tak bardzo podnosi oczekiwania, że dalsza część powieści nie jest w stanie im sprostać. Cały czas czekałem na te ciarki, które przechodziły mnie na początku i nie doczekałem się.

To nie znaczy, że powieść jest zła! Jest to świetna pozycja, oparta na interesującym motywie, z pomysłem i po mistrzowsku zrealizowana. Opowiadanie było po prostu... lepsze. Mimo to, a może właśnie dlatego, polecam gorąco tę książkę! Za ciekawe nawiązania, interesującą fabułę oraz postać głównego Bohatera (celowo przez wielkie B), który jest takim przykładem postaci, o jakiej lubimy czytać - śmiałej, obdarzonej unikalnym talentem (mocą), ciekawymi zabawkami i silną motywacją oraz poczuciem misji.

Cenę tej książki można sprawdzić:

piątek, 1 marca 2024

Komiksowy Miesiąc #1

Co roku staram się zmienić coś w moich przyzwyczajeniach czytelniczych. Stawiam sobie wyzwania, poznaję nowe gatunki, obiecuję sobie czytać długie cykle - różnie. W tym roku stanęło na zapoznaniu się z nowym medium - komiksami. Z jednej strony nie jest to medium zupełnie mi nie znane - kiedyś zaczytywałem się w Kajko i Kokoszu, Kleksie czy Tytusie. Czytałem także "poważniejsze" komiksy takie jak Thorgal czy Pelissa. Znany jest mi także Kaznodzieja. Jednak od dawna nie mam wiele do czynienia z komiksami i postanowiłem to zmienić. Jest to ciekawy sposób opowiadania historii, przystępny, atrakcyjny wizualnie i uznałem, że warto się nieco zagłębić w ten świat. 

Zacząłem od "100 naboi", ale niechlujna, chaotyczna kreska nieco mnie odstraszyła. Po kilkudziesięciu stronach byłem zainteresowany historią, ale potwornie zmęczony urwanymi akcjami, przeskokami i brutalnym stylem. Nie skończyłem, ale też nie zamierzałem rezygnować z komiksów.

Zdecydowałem się na jakiś "one-shot" i mój wybór padł na album "Droga do zatracenia". Czarno biały, ale akcja toczy się w znanym mi wszechświecie. Opowieść o mafii, zabójcach i mścicielu. Świetny temat na komiks. Przeczytałem z zapartym tchem i chociaż nie ma tu wielu zwrotów akcji, to całość jest w dobrym stylu i przystępnej formie. Podobało mi się!

Znów sięgnąłem po cykl i tym razem trafiłem na "Armadę". Pierwszy tom bardzo mi się podobał - zarówno zawiązanie historii jak i przedstawiony świat oraz bohaterowie. Niestety, zawiodłem się na drugim tomie, który przedstawia historię naiwną i zupełnie nie ekscytującą. Zawiodłem się na tyle, że zostawiłem ten cykl - może jeszcze do niego wrócę.

Przesiadłem się na "Bouncera" - skusił mnie gatunek. Czy jest coś bardziej męskiego (albo chłopięcego) niż Dziki Zachód? Przecież to wymarzona sceneria do opowiadania historii, w tym tych komiksowych. Sprawdziło się! Pomimo tego, że lektura szła bardzo szybko i miałem wrażenie, że pochłaniam bardzo mało treści, po spojrzeniu wstecz odkrywałem, że poznałem bardzo rozległą opowieść. To chyba właśnie magia komiksu, gdzie część fabuły przedstawiają obrazki, a nie jedynie dymki. A skoro tak, to w pełni uzasadniona jest teza, że komiks jest odrębnym medium, z unikalnymi środkami przekazu.

"Cień Endera - Szkoła Bojowa" obrazuje znaną mi z powieści historię (dlatego nie ma znaczenia, że wszedłem ją na etapie "Cienia"). Opowieść jest całkiem nieźle zobrazowana (chociaż nieco inaczej wyobrażałem sobie postacie), ale zaskoczyło mnie, jak niewielki fragment opowieści zawarto w 5 tomach. Wydaje mi się, że jedynie wydanie zbiorcze ma sens w tym przypadku. Cóż - zobaczymy co z innymi częściami cyku.

Sięgnąłem też po "Bicz Boży", ale ani klimat ani historia zupełnie mnie nie wciągnęły i odłożyłem w połowie pierwszego tomu z poczuciem, że w kółko o tym samym, akcja nie posuwa się do przodu a spójność kuleje (jakieś zdania jakby wyrwane z kontekstu).

Miesiąc zakończyłem komiksem "PTSD syndrom stresu pourazowego", który okazał się być tym czymś "innym", tym, czego szukam w komiksie. To historia o skutkach wojny, która dzieje się na ulicach miast w naszym, realnym świecie po każdym zbrojnym konflikcie. Smutna prawda, przedstawiona w nieco porwanej fabule sprawiła, że przemyślałem ten bagatelizowany problem.

sobota, 10 lutego 2024

Otworzyć po mojej śmierci - Abelard Giza

Cenię sobie Abelarda. Pierwszy raz zetknąłem się z nim na etapie Kabaretu Limo, który był inny niż wszystkie kabarety. W skeczach codziennych po mistrzowsku posługiwał się absurdem i korzystał z nietypowych dla kabaretu mediów (przy czym robił to o wiele lepiej niż późniejsi naśladowcy, przynajmniej ja w ten sposób odbierałem tamtą rzeczywistość). Limo odeszło w imię tego, by nie stać się jak te "wieczne" kabarety - już nie śmieszne, trochę żałosne, które kupony od dawnej świetności odcięło dekadę temu, ale nadal nie potrafi ze sceny zejść. Abelard zrobił Stand Up - pierwszy dobry Stand Up, jaki widziałem! Rewelacyjny - każdy kolejny przynajmniej dorównywał poprzednim.

Na gwiazdkę otrzymałem książkę Abelarda Gizy i odniosłem się sceptycznie - to, że ktoś ma świetne poczucie humoru i potrafi napisać dla siebie monolog nie oznacza jeszcze, że jest dobrym pisarzem. I faktycznie - jeśli chodzi o formę, styl, kunszt literacki, to bliżej mu do nieskomplikowanych żartów z pointą w punkt, ale za to jeśli chodzi o treść... jest wspaniała! Standuperzy to świetni obserwatorzy rzeczywistości - z tego żyją. Abelard do tego zdaje się martwić tymi samymi co ja sprawami. I to samo go wkurza.

Po przeczytaniu kilku pierwszych opowiadań pomyślałem sobie "eee, takie sobie", ale później przeczytałem "Pana Zbyszka" i bardzo mi się spodobał, chociaż wiem, że czytałem już kiedyś coś bardzo podobnego. Ale mimo wszystko - to było dobre! Tym chętniej czytałem dalej (a że przeczytałem tę książkę jednego dnia, na dwa razy, to chyba można uznać, że się wciągnąłem). 

"Portal" doskonale zdemaskował jednocześnie "dobroczynność" (a temat ten jest na tyle trudny, że ciężko powiedzieć cokolwiek zanim człowieka napiętnują) oraz internet jako taki. Później "Babcia", które to opowiadanie jest chyba najlepszym w tym zbiorze (chociaż zabrakło mi kilku słów w zakończeniu). "Wędkarz" był jednocześnie ironiczny i przerażający - podobał mi się bardzo. "Jurek" jest z kolei ironiczno-refleksyjny, oraz (wybacz Abelardzie) bardzo w stylu autora. 

Podobnie w stylu Abelarda jest "Dość" - tu chyba autor przemyca wiele ze swoich odczuć - i ja go rozumiem. "Kibic" i "Heniek" dają do myślenia i wraz z poprzednio wspomnianym opowiadaniem tworzą bardzo ciekawy tryptyk. Mówią o tym, że warto zastanowić się nad sobą, zamiast krytykować innych, a jeśli mamy możliwość zmienienia czegoś na lepsze warto próbować. Warto też liczyć się z tym, że inni mogą tego przekazu zupełnie nie wyłapać.

"Jaca I" to krytyka kościoła - dosadna i bardzo wprost. Może faktycznie przydałby się tam ktoś prosty, kto wyprostowałby i... uprościł kościelne wartości? "Róża" to z kolei opowiadanie, które sprowadza na ziemię i uświadamia, że każdy ma problemy - mniejsze czy większe, dla każdego są tymi największymi. Może warto więc brać pod uwagę innych, a nie skupiać się wyłącznie na sobie? Może warto o nich mówić, zamiast radzić sobie samemu?

Wspomniałem o tych opowiadaniach, w których było coś więcej niż tylko zabawna krotochwilka. Jak widać jest ich całkiem sporo, dlatego uważam, że warto przeczytać ten zbiorek. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni.