niedziela, 28 sierpnia 2011

Ukochani Poddani Cesarza: Żmije i Krety - Tomasz Piątek

Po książkę sięgnąłem z tym większą ciekawością, że autor mieszkał kiedyś na tej samej co ja ulicy. Muszę powiedzieć, że z początku książka mnie nie zachwyciła. Po przeczytaniu pierwszych stron byłem nawet zniechęcony. Na szczęście w autobusie nie miałem nic innego do wyboru, więc czytałem dalej. Na szczęście, bo okazało się, że początkowy chaos był zamierzony, a nawet konieczny. Pan Tomek bardzo dobrze przemyślał powieść, więc zaręczam - jeśli ktoś odłożył po początkowych rozdziałach, niech wróci do lektury i przebrnie przez nie - nie pozałuje. Kiedy złapie się już całość fabuły, zauważy połączenia między wątkami okazuje się, że mimo małej objętości książki historia jest epicka. Sam świat okazuje się spójny, barwny i rozległy. Postacie nie są czarno-białe, a intryga dalece bardziej skomplikowana niż początkowo zakładałem. Chylę więc czoła przed dawnym sąsiadem z osiedla i z niecierpliwością zabieram się za kolejny tom, który także tu opiszę.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Reguła Dziewiątek - Terry Goodkind

Terry Goodkind Książka "Reguła Dziewiątek" luźno nawiązuje do cyklu "Miecz Prawdy" tego samego autora. Opowieść toczy się co prawda w zupełnie innych czasach, czy też jak to jest przedstawione na kartach powieści - innym wymiarze. Mamy więc zupełnie współczesny świat i zupełnie współczesnego bohatera, którego losy związane są w przedziwny sposób z niewielkim, odosobnionym, należącym do rodziny kawałkiem ziemi. Bohater zostaje wplątany z tego powodu w spisek, mający na celu międzywymiarową wojnę o władzę nad światem. Wojnę, która grozi ludzkości zanikiem technologii, jaką posługujemy się w naszych realiach w sposób, w jaki mieszkańcy Dhary posługują się magią. Właśnie to podobieństwo jest kluczem do zagadki, podczas której wszyscy sympatycy Goodkinda odkryją kolejne nawiązania do słynnego Cyklu.
Główny bohater poznaje piękną, chociaż oderwaną na pierwszy rzut oka od rzeczywistości, kobietę. Widzi ja tylko raz, niestety później nie udaje mu się jej spotkać aż do czasu, kiedy wydarzenia nabierają tempa. Wtedy to kobieta pojawia się ponownie na drodze bohatera i wciąga go w wir wydarzeń. Okazuje się, że jest czarodziejką z innego wymiaru, która przybyła, by chronić chłopaka przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Otóż poza nią do tego wymiaru zostali wysłani także zabójcy, których celem jest właśnie główny bohater - spadkobierca spłachetka ziemi. Mają oni moc obserwowania naszego świata przez lustra i w ten sposób lokalizują ofiarę. W skutek ich działań zarówno chłopak jak i czarodziejka trafiają do szpitala psychiatrycznego. Tam bohater uświadamia sobie rozmiary spisku a także dowiaduje się dlaczego reszta jego rodziny w dużej części nie żyje lub przebywa w podobnych instytucjach. Otóż odziedziczyć ziemię można dopiero w dniu 27 urodzin (czy raczej będąc w wieku 27 lat), oraz będąc sprawnym umysłowo. Dalsze losy bohaterów, wyposażonych już w niezbędną wiedzę mają na celu uzyskanie sprzymierzeńców oraz ocalenie świata, jakim go znamy...
Powieść napisana jak przystało na tego autora z rozmachem, kunsztem, w dobrym stylu, sprawia że ciężko się od niej oderwać.

piątek, 19 sierpnia 2011

Węprzyn by night - Grzegorz Gajek

SCIENCE FICTION Przeczytałem to opowiadanie, gdyż zapowiadało się świetnie - fajny, mroczny klimacik. Niestety - im dalej tym gorzej... Klimat zmienia się z typowo polskiego w typowo amerykański, na czym opowiadanie bardzo traci. Postaci także są "przeamerykanizowane", chociaż może to być obraz tego, jak w minionej epoce emocjonowaliśmy się sąsiadami z dalekiego zachodu. Pomimo tego, że pierwsza scena opisana jest wspaniale, niestety im dalej, tym opisy są mniej przekonywujące. Sama historyjka, mimo że dość banalna nawet nieźle się broni, aż do ostatnich scen, którym moim zdaniem autor mógłby poświęcić nieco więcej uwagi. Chyba najlepsza w tym wszystkim jest postać głównego bohatera. Jego historia jednak nie jest zbyt skomplikowana, co zapewne jest celowym zabiegiem, jednak brakuje mi w niej większej tajemnicy. Podsumowując - opowiadanie dobre do przeczytania w autobusie czy w pociągu, kiedy nie chcemy zbytnio zastanawiać się nad treścią, ale mając wybór i więcej czasu wybrałbym coś innego.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Uczennica Maga - Trudi Canavan

Trudi Canavan Jest to książka, której jeszcze nie skończyłem (a więc jej temat prawdopodobnie pojawi się znowu kiedy dobrnę już do ostatniej strony), ale postanowiłem o niej napisać już teraz. Kiedy czytałem trylogię czarnego maga tej autorki, uderzyło mnie to, jak powoli rozkręca się tam akcja, a jak szybko umykają wydarzenia, którym można by poświęcić nieco więcej uwagi. Tak też jest i tutaj. Autorce należy oddać sprawiedliwość - pomimo ewidentnych dłużyzn książkę czyta się dobrze, tylko jak dla mnie za wolno... Lubię książki, które powodują u mnie odruch ich połykania, pochłaniania. Które same cisną się w oczy i nie sposób się od nich oderwać. Prawda - w przypadku trylogii tak właśnie było z tomami 2. i 3., więc i teraz liczę na taki efekt w przypadku pozostałych kart powieści.
Jedna jeszcze rzecz przykuła moją uwagę i sprawiła, że musiałem porównać tą książkę do innych. Otóż zarówno w "Gildii magów" (1. tom trylogii czarnego maga) jak i w "Uczennicy Maga" mamy do czynienia ze schematem nauczania młodej kobiety przez mistrza/mistrzów. Jest to wspaniała okazja do barwnych opisów, które każdy czytelnik fantasy tak lubi. Któż nie pamięta scen z Wiedźmina, kiedy to Ciri uczyła się walczyć, albo niesamowitych scen treningu Achai i głosu mistrza w głowie bohaterki podczas każdej walki? Oczywiście tam bohaterki miały mistrza, który je szkolił, poświęcał swój czas, a szkolenie było równie ważne dla mistrza co dla jego podopiecznej, ale dlaczego w książkach Pani Canavan to szkolenie akurat jest najnudniejszą częścią książki? Przecież przeważnie właśnie te sceny są najciekawsze. To wtedy poznajemy bohaterkę i jej umiejętności. Odnoszę nieodparte wrażenie, że autorce powieści zabrakło czegoś (kunsztu? chęci?) do opisania tych scen w sposób, który sprawiłby że i tą pozycję pożerałoby się z prędkością huraganu.
Zobacz książkę

Dead Girl Superstar - Paweł Ciećwierz

SCIENCE FICTION Króciutkie opowiadanie opublikowane w sierpniowym "Science Fiction" - miesięczniku, którego jestem prenumeratorem (i bardzo go sobie chwalę), trochę zawiodło moje oczekiwania. Nie dlatego, że jest złe. Po prostu po poprzednim opowiadaniu tego autora, które czytałem ("Po staremu", Science Fiction, luty 2011), spodziewałem się więcej. Zainspirowany poprzednim poprowadziłem nawet jednostrzałówkę do CyberPunka, która moim graczom bardzo przypadła do gustu. To opowiadanie było niezłe i prawdopodobnie, gdybym nie czytał "Po staremu", zrobiło by na mnie większe wrażenie. Jedno, co z całą pewnością trzeba oddać autorowi, to utrzymanie się w konwencji. Klimat jest wprost wspaniały, co we mnie jako mistrzu gry wywołuje nieodpartą chęć poprowadzenia sesyjki lub dwóch w takich właśnie klimatach. Jeśli podobało się Wam "Dead Girl Superstar" koniecznie sięgnijcie do lutowego numeru "Science Fiction" i przeczytajcie uprzednio wydrukowane opowiadanko - nie zawiedziecie się.