wtorek, 25 grudnia 2012

Znaczy Kapitan - Karol Olgierd Borchardt

Karol Olgierd BorchardtZnaczy Kapitan to klasyka marynistycznej literatury faktu. To książka przygodowa, podróżnicza i biograficzna. Sięgnąłem po nią, gdyż została mi pożyczona przez miłośnika żeglarstwa po tym, jak przyznałem się, że przeczytałbym "coś innego". Nie ukrywam, że miałem pewne obawy, ale ciekawość zwyciężyła. Lektura spodobała mi się od samego początku. Autor ma niesamowity dar opisywania nieznanego mi świata, używając obcego słownictwa w intuicyjnie zrozumiały sposób. 

Tytuł powieści odnosi się do kapitana żaglowca szkoleniowego "Lwów" Mamerta Stankiewicza. Na "Lwowie" narrator rozpoczął swoją przygodę z morzem. Znaczy Kapitan swój przydomek zawdzięczał zwyczajowi rozpoczynania każdej wypowiedzi od słowa "znaczy" - "Znaczy, pan jest pewien, że jeden dzień zwolnienia od robót wystarczy, żeby wyzdrowiał?", "Znaczy, taka prawdziwa marynarska praca.", "Znaczy, nadużyliście swej wiedzy fachowej".

Książka składa się z fascynujących historyjek żeglarskich (choć nie tylko), które składają się na opis szkolenia i pierwszych rejsów pionierskiej epoki Polskiej Floty Morskiej. W niezwykle ciekawy sposób opisuje życie na żaglowcu, rozrywki mu towarzyszące a także ożaglowanie i olinowanie okrętu czy mundury załogi. Zapierające dech w piersi opisy zwijania żagla w czasie deszczu czy powitania przez młodych marynarzy króla szwedzkiego są pełne humoru, ale także niezwykle pouczające. Autor wszystkie historie opisuje z niezwykłym zaangażowaniem, z prawdziwą pasją, co dobitnie świadczy o osobistym stosunku do opisywanych postaci i wydarzeń, a co z kolei zwiększa ich autentyzm. Plastyczne opisy sprawiają, że książkę niemalże ogląda się jak film. Łatwo wpaść w trans, a wtedy liczba przeczytanych stron rośnie w zadziwiającym tempie.

Sama powieść składa się w dużej mierze z historyjek, które przydarzyły się bohaterom, zostały przez nich opowiedziane, a także zasłyszane (gdy opowiadali na przykład pasażerowie). Sprawia to, że akcja nie toczy się jedynie na pokładzie statków, a historyjki nie są wyłącznie morskimi opowieściami, co jest dużym atutem dla kogoś, kto tak jak ja nie jest głęboko zakotwiczony w temacie. Akcja toczy się od początku związku autora z morzem, czyli od nauki na żaglowcu szkoleniowym "Lwów", poprzez służbę na transatlantykach, żaglowcu "Dar Pomorze", na którym zastaje autora Druga Wojna Światowa, aż do początku przeistoczenia się Polskiej Floty Handlowej w marynarkę wojenną (głównie w okręty transportowe i pomocnicze). Dopiero końcówka książki wyjaśnia taką formę opowieści oraz tłumaczy zapał autora. Ostatnie rozdziały świadczą o tym, że jest to w głównej mierze książka o przyjaźni, oddaniu i szacunku dla wielkiej postaci jaką był Mamert Stankiewicz.

Dla mnie pozycja ta, poza walorami rozrywkowymi, posiadała także sporą dawkę wiedzy zarówno dotyczącej życia na statku jak i wiedzy historycznej. Aspekt naukowy był jednak tak zawoalowany, że sączył się z kart książki niezauważenie, a nie ma dla mnie nic gorszego niż opowiadanie przeplatane pseudonaukowymi banialukami, które nie stanowią spójnej całości. Tutaj tak nie było - każdy fragment wiedzy był umiejętnie wpleciony w akcję, pozwalając czerpać przyjemność z czytania i skłaniając do niewymuszonej refleksji.

Niemałym atutem są zdjęcia, umieszczone na końcu księgi. Uwieczniają one nie tylko sławnych Wilków Morskich - bohaterów książki, ale także gry i zabawy, które urządzano na pokładzie celem rozrywki, a czasem celem uczczenia ważnych wydarzeń a także same statki, o których mowa na wcześniejszych stronach. Zdjęcia te są atrakcją i wielką zaletą książki będącej opisem prawdziwych wydarzeń, gdyż dodają im plastyczności i autentyzmu.

Książkę możesz kupić tutaj.



sobota, 1 grudnia 2012

Ja, Inkwizytor: Wieże do Nieba - Jacek Piekara

W tym tomie przygód Inkwizytora Mordimera Madderdina mamy do czynienia z dwoma opowiastkami z początku kariery Inkwizytora. 

Dziewczyny Rzeźnika


Uwaga - poniższy opis częściowo można uznać za spoiler.

Pierwsza historyjka pod tytułem "Dziewczyny Rzeźnika", opowiada historyjkę z czasów, kiedy Mordimer był jeszcze uczniem Inkwizytorium. Prowadząc swą pierwszą sprawę, wraz z mistrzem Albertem Knotte rozwikłuje tajemnicę bestialskich morderstw kilku młodych dwórek Margrabiny. Mimo iż historyjka nie jest trudną zagadką, a jej rozwiązanie nie zaskakuje, czyta się to opowiadanie wręcz fantastycznie. Poczucie humoru autora przebija z każdego akapitu. Bogactwo dowcipnych cytatów mogłoby zasilić niejeden tomik "Złotych Myśli". Przykładem niech będzie mój ulubiony (i jakże trafny) werset: "Na pytanie brzmiące, czy napiłbyś się piwa, czy win, należy zawsze odpowiadać: i gorzałki". 
Pomimo braku zaskoczenia w rozwiązaniu zagadki kryminalnej, coś jednak w opowiadaniu zaskakuje - nie chciałbym tu zdradzać co takiego, ale jest to zaskoczenie bardzo przyjemne i dość nietypowe jak na ten cykl. Dodatkowym atutem opowiadania jest epilog, który znakomicie wpisuje się w opowiadanie, dając czytelnikowi zupełnie nowy, ciekawy wątek, częściowo tylko związany z opowiadaniem, a stanowiący wisienkę na torcie.

Druga opowieść nosi tytuł "Wieże do Nieba" i opowiada o losach początku budowy dwóch katedr w jednym mieście, a także spotkaniu Dopiero-Co-Inkwizytora Madderdina, działającego na podstawie tymczasowej licencji z Inkwizytorem z Hezu, który uprawnieniami przewyższa naszego bohatera w organizacji. Ciekawostką jest to, że opowiadanie kilka razy zmienia swój kierunek i koniec końców trudno powiedzieć co było tak na prawdę głównym wątkiem. Było ich kilka i pozornie żaden nie został doprowadzony do końca. Niby wszystko się wyjaśnia, lecz tak na prawdę dopiero epilog naprowadza czytelnika na właściwy trop, prezentując fakty, które mają kluczowe znaczenie dla opowiadania.

Oba opowiadania bardzo mi się podobały i stanowiły doskonałą rozrywkę. Z czystym sercem mogę je polecić czytelnikom, którzy cenią sobie ciekawe opowiastki z dużą dozą poczucia humoru.