poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Komiksowy Miesiąc #2

Pierwszego marca przeczytałem "Noc w Zonie" - postapokaliptyczny komiks stalkerski na podstawie opowiadania "Mleczarnia" Michała Gołkowskiego. Co prawda sama opowieść wydała mi się nijaka (a dokładniej "o niczym"), ale za to ma świetny klimat i bardzo przyjemna dla oka czystą kreskę. Wizualnie duży plus. Jeśli chodzi o fabułę, myślę że lepiej czytałoby mi się opowiadanie (zamierzam).

Drugim komiksem, a właściwie całą komiksową serią był "Hombre" - komiks zdecydowanie dla dorosłego czytelnika, w dodatku przeznaczony raczej dla męskiego odbiorcy. Interesujący, ale bardzo powierzchowny. Bardzo podobał mi się styl rysunków i to uważam za największy atut tej serii. Jeśli chodzi o fabułę, to samo połączenie westernu z postapo wydaje się świetnym pomysłem, ale chyba nie do końca wykorzystanym.

"Zasada Trójek" to może być najdziwniejsze co do tej pory udało mi się przeczytać. Jest szalone, kolorowe, różnorodne, piękne i przerażające, a do tego jestem pewien, że nie wychwyciłem wszystkich warstw znaczeniowych tego komiksu. Polecam każdemu, kto chce się zmierzyć z czymś innym. Innym od... wszystkiego! Czy ambicja jest czymś dobrym, czy złym? Czy popycha nas do działania, czy przysłania inne życiowe cele? Pomaga czy przeszkadza? Czy istnieje w ogóle jednoznaczna odpowiedź na to pytanie, czy lepiej... odpuścić?

"Niepamięć Absolutna" prezentuje fascynującą, ale i przerażającą wizję dystopijnej przyszłości. To doskonały przykład opowieści pod znakiem "co by było gdyby" - jedna zmiana pociąga za sobą niesamowite skutki. Rozwiązanie problemu jest interesujące, ale tak na prawdę nie za bardzo poprawia sytuację. Pełna teorii spiskowych fabuła, wyrazista kreska, stonowana kolorystyka i świat cyberprzyszłości, którego nikt z nas nie chciałby doświadczyć - czego chcieć więcej?

Ostatniego dnia miesiąca, rzutem na taśmę przeczytałem "Komarów". Komiks, którym rządzi absurd, gdzie szara (dosłownie) rzeczywistość miesza się z koszmarem. Smutny, dziwny, straszny i miejscami bez sensu, z zakłóconą chronologią i pokręconą symboliką. Przyznaję - nie podobał mi się aż tak bardzo jak bym chciał, ale miał w sobie to "coś", co zdecydowanie odróżnia go od wszystkich innych. 

wtorek, 26 marca 2024

Szwindel - Jakub Ćwiek

Kryminalna historia o oszustach wpadła w moje ręce nieco przypadkowo - dołożyłem ją do koszyka, by uzyskać darmową przesyłkę, kiedy zamawiałem prezent urodzinowy. Książka leżała na wierzchu, więc sięgnąłem po nią. Tematyką, zupełnie przypadkowo, wpasowała się w książkę, którą nadal mam dobrze w pamięci - "Fałszerza" Magdy Omilianowicz. Z tym, że była zupełnie inna...

Od razu napiszę, że historia jest w miarę prosta i być może pokazuje w pewien sposób kulisy pracy oszustów, niewinnie wyglądające sytuacje, których wynikiem jest wkręcenie ofiary. Za te fragmenty duży plus. Niestety fabuła książki rozpatrywana całościowo jest trochę bez sensu i wiele w niej elementów zupełnie dla tej historii niepotrzebnych. Przede wszystkim jednak nie podobała mi się kompozycja. Poszatkowanie tej opowieści, zakłócenie chronologii w dziwny i niezrozumiały dla mnie sposób a do tego fakt, że bohaterowie posługują się kilkoma imionami i prowadzą podwójne życia sprawia, że opowieść dobrze by się może oglądało jako film, ale nie jest to przyjemne w odbiorze dzieło literackie.

Czy się zawiodłem? Tak! Czy to źle? Cóż, niekoniecznie. Autora czytuję z przyjemnością i zarówno "Kłamca" jak i "Chłopcy" spotkali się z moim dużym uznaniem. A "Szwindel"? Może nie jest w moim stylu, a może nie jest w stylu autora. W żadnym razie nie zraził mnie do sięgania po twórczość Jakuba Ćwieka.

Cenę tej książki można sprawdzić:

środa, 13 marca 2024

Czerwona Kraina - Joe Abercrombie

W końcu nadszedł dzień, w którym którąś z książek tego autora mogę nazwać za długą. Czerwona Kraina jest taka bezsprzecznie i chociaż dłuższą chwilę zajęło mi zastanowienie się, czy jest nudna, muszę stwierdzić, że ma obszerne, nudne fragmenty właśnie dlatego, że są długie. Z drugiej strony opisuje monumentalną podróż, która jest długa i... nudna. Książka doskonale to oddaje.

Paradoksalnie nie miałem problemu z przebrnięciem przez tę historię - po prostu szło mi o wiele wolniej niż zwykle i wyjątkowo nie dlatego, że delektowałem się każdym słowem. Akcja tej powieści rozwija się bowiem w ślimaczym tempie. Na domiar złego (a może właśnie z powodu uśpienia czujności czytelnika), końcówka obfituje w niewyjaśnione epizody i zwroty akcji - nie przepadam za poczuciem, że coś mnie ominęło, a w tym przypadku nie wiedziałem, czy to autor zapomniał o tym wspomnieć, czy ja to przegapiłem.

Jedynie stylu, słownictwa i budowy zdań nie śmiem się czepiać, bo są na bardzo wysokim poziomie. Żałuję, że jakoś nie spięło się to w całość. Obawiam się, że na jakiś czas odpocznę od tego autora.

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 9 (Jak zawsze - klasa.)
  • Lekkość Pióra: 6 (Bywało ciężko.)
  • Akcja: 6 (Powolna przez większość stronic.)
  • Bohaterowie: 8 (Miło było znów o nich poczytać i poznać nowych.)
  • Zakończenie: 7 (Nienajgorsze.)
  • Ocena Łączna: 36/50

Cenę tej książki można sprawdzić:

poniedziałek, 4 marca 2024

Popiół i kurz - Jarosław Grzędowicz

Od razu na wstępie zaznaczę, że do prozy Pana Grzędowicza mam mieszane odczucia. Z jednej strony szalenie mnie wciąga, z drugiej mam wrażenie, że jest przekombinowana. Z jednej czuję, że głęboko wchodzę w przedstawiony świat, z drugiej, że nie dość głęboko, że autor zostawia coś dla siebie, jakiś obszar, do którego czytelnika się nie wpuszcza. W ten sposób autor budzi respekt. To niepokojące, osobliwe odczucie towarzyszyło mi przy lekturze "Pana Lodowego Ogrodu" i pojawiło się także tutaj. 

Opowiadanie, które jest zalążkiem całej opowieści, jakby przedsłowiem jest absolutnie niesamowite. Jest dziełem skończonym, samodzielnym. Zdecydowanie zachęca do rozwinięcia tej historii. Niestety, w moim odczuciu tak bardzo podnosi oczekiwania, że dalsza część powieści nie jest w stanie im sprostać. Cały czas czekałem na te ciarki, które przechodziły mnie na początku i nie doczekałem się.

To nie znaczy, że powieść jest zła! Jest to świetna pozycja, oparta na interesującym motywie, z pomysłem i po mistrzowsku zrealizowana. Opowiadanie było po prostu... lepsze. Mimo to, a może właśnie dlatego, polecam gorąco tę książkę! Za ciekawe nawiązania, interesującą fabułę oraz postać głównego Bohatera (celowo przez wielkie B), który jest takim przykładem postaci, o jakiej lubimy czytać - śmiałej, obdarzonej unikalnym talentem (mocą), ciekawymi zabawkami i silną motywacją oraz poczuciem misji.

Cenę tej książki można sprawdzić:

piątek, 1 marca 2024

Komiksowy Miesiąc #1

Co roku staram się zmienić coś w moich przyzwyczajeniach czytelniczych. Stawiam sobie wyzwania, poznaję nowe gatunki, obiecuję sobie czytać długie cykle - różnie. W tym roku stanęło na zapoznaniu się z nowym medium - komiksami. Z jednej strony nie jest to medium zupełnie mi nie znane - kiedyś zaczytywałem się w Kajko i Kokoszu, Kleksie czy Tytusie. Czytałem także "poważniejsze" komiksy takie jak Thorgal czy Pelissa. Znany jest mi także Kaznodzieja. Jednak od dawna nie mam wiele do czynienia z komiksami i postanowiłem to zmienić. Jest to ciekawy sposób opowiadania historii, przystępny, atrakcyjny wizualnie i uznałem, że warto się nieco zagłębić w ten świat. 

Zacząłem od "100 naboi", ale niechlujna, chaotyczna kreska nieco mnie odstraszyła. Po kilkudziesięciu stronach byłem zainteresowany historią, ale potwornie zmęczony urwanymi akcjami, przeskokami i brutalnym stylem. Nie skończyłem, ale też nie zamierzałem rezygnować z komiksów.

Zdecydowałem się na jakiś "one-shot" i mój wybór padł na album "Droga do zatracenia". Czarno biały, ale akcja toczy się w znanym mi wszechświecie. Opowieść o mafii, zabójcach i mścicielu. Świetny temat na komiks. Przeczytałem z zapartym tchem i chociaż nie ma tu wielu zwrotów akcji, to całość jest w dobrym stylu i przystępnej formie. Podobało mi się!

Znów sięgnąłem po cykl i tym razem trafiłem na "Armadę". Pierwszy tom bardzo mi się podobał - zarówno zawiązanie historii jak i przedstawiony świat oraz bohaterowie. Niestety, zawiodłem się na drugim tomie, który przedstawia historię naiwną i zupełnie nie ekscytującą. Zawiodłem się na tyle, że zostawiłem ten cykl - może jeszcze do niego wrócę.

Przesiadłem się na "Bouncera" - skusił mnie gatunek. Czy jest coś bardziej męskiego (albo chłopięcego) niż Dziki Zachód? Przecież to wymarzona sceneria do opowiadania historii, w tym tych komiksowych. Sprawdziło się! Pomimo tego, że lektura szła bardzo szybko i miałem wrażenie, że pochłaniam bardzo mało treści, po spojrzeniu wstecz odkrywałem, że poznałem bardzo rozległą opowieść. To chyba właśnie magia komiksu, gdzie część fabuły przedstawiają obrazki, a nie jedynie dymki. A skoro tak, to w pełni uzasadniona jest teza, że komiks jest odrębnym medium, z unikalnymi środkami przekazu.

"Cień Endera - Szkoła Bojowa" obrazuje znaną mi z powieści historię (dlatego nie ma znaczenia, że wszedłem ją na etapie "Cienia"). Opowieść jest całkiem nieźle zobrazowana (chociaż nieco inaczej wyobrażałem sobie postacie), ale zaskoczyło mnie, jak niewielki fragment opowieści zawarto w 5 tomach. Wydaje mi się, że jedynie wydanie zbiorcze ma sens w tym przypadku. Cóż - zobaczymy co z innymi częściami cyku.

Sięgnąłem też po "Bicz Boży", ale ani klimat ani historia zupełnie mnie nie wciągnęły i odłożyłem w połowie pierwszego tomu z poczuciem, że w kółko o tym samym, akcja nie posuwa się do przodu a spójność kuleje (jakieś zdania jakby wyrwane z kontekstu).

Miesiąc zakończyłem komiksem "PTSD syndrom stresu pourazowego", który okazał się być tym czymś "innym", tym, czego szukam w komiksie. To historia o skutkach wojny, która dzieje się na ulicach miast w naszym, realnym świecie po każdym zbrojnym konflikcie. Smutna prawda, przedstawiona w nieco porwanej fabule sprawiła, że przemyślałem ten bagatelizowany problem.

sobota, 10 lutego 2024

Otworzyć po mojej śmierci - Abelard Giza

Cenię sobie Abelarda. Pierwszy raz zetknąłem się z nim na etapie Kabaretu Limo, który był inny niż wszystkie kabarety. W skeczach codziennych po mistrzowsku posługiwał się absurdem i korzystał z nietypowych dla kabaretu mediów (przy czym robił to o wiele lepiej niż późniejsi naśladowcy, przynajmniej ja w ten sposób odbierałem tamtą rzeczywistość). Limo odeszło w imię tego, by nie stać się jak te "wieczne" kabarety - już nie śmieszne, trochę żałosne, które kupony od dawnej świetności odcięło dekadę temu, ale nadal nie potrafi ze sceny zejść. Abelard zrobił Stand Up - pierwszy dobry Stand Up, jaki widziałem! Rewelacyjny - każdy kolejny przynajmniej dorównywał poprzednim.

Na gwiazdkę otrzymałem książkę Abelarda Gizy i odniosłem się sceptycznie - to, że ktoś ma świetne poczucie humoru i potrafi napisać dla siebie monolog nie oznacza jeszcze, że jest dobrym pisarzem. I faktycznie - jeśli chodzi o formę, styl, kunszt literacki, to bliżej mu do nieskomplikowanych żartów z pointą w punkt, ale za to jeśli chodzi o treść... jest wspaniała! Standuperzy to świetni obserwatorzy rzeczywistości - z tego żyją. Abelard do tego zdaje się martwić tymi samymi co ja sprawami. I to samo go wkurza.

Po przeczytaniu kilku pierwszych opowiadań pomyślałem sobie "eee, takie sobie", ale później przeczytałem "Pana Zbyszka" i bardzo mi się spodobał, chociaż wiem, że czytałem już kiedyś coś bardzo podobnego. Ale mimo wszystko - to było dobre! Tym chętniej czytałem dalej (a że przeczytałem tę książkę jednego dnia, na dwa razy, to chyba można uznać, że się wciągnąłem). 

"Portal" doskonale zdemaskował jednocześnie "dobroczynność" (a temat ten jest na tyle trudny, że ciężko powiedzieć cokolwiek zanim człowieka napiętnują) oraz internet jako taki. Później "Babcia", które to opowiadanie jest chyba najlepszym w tym zbiorze (chociaż zabrakło mi kilku słów w zakończeniu). "Wędkarz" był jednocześnie ironiczny i przerażający - podobał mi się bardzo. "Jurek" jest z kolei ironiczno-refleksyjny, oraz (wybacz Abelardzie) bardzo w stylu autora. 

Podobnie w stylu Abelarda jest "Dość" - tu chyba autor przemyca wiele ze swoich odczuć - i ja go rozumiem. "Kibic" i "Heniek" dają do myślenia i wraz z poprzednio wspomnianym opowiadaniem tworzą bardzo ciekawy tryptyk. Mówią o tym, że warto zastanowić się nad sobą, zamiast krytykować innych, a jeśli mamy możliwość zmienienia czegoś na lepsze warto próbować. Warto też liczyć się z tym, że inni mogą tego przekazu zupełnie nie wyłapać.

"Jaca I" to krytyka kościoła - dosadna i bardzo wprost. Może faktycznie przydałby się tam ktoś prosty, kto wyprostowałby i... uprościł kościelne wartości? "Róża" to z kolei opowiadanie, które sprowadza na ziemię i uświadamia, że każdy ma problemy - mniejsze czy większe, dla każdego są tymi największymi. Może warto więc brać pod uwagę innych, a nie skupiać się wyłącznie na sobie? Może warto o nich mówić, zamiast radzić sobie samemu?

Wspomniałem o tych opowiadaniach, w których było coś więcej niż tylko zabawna krotochwilka. Jak widać jest ich całkiem sporo, dlatego uważam, że warto przeczytać ten zbiorek. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni. 

niedziela, 4 lutego 2024

Dziwny Zachód - Jarosław Dobrowolski

Książkę (z dedykacją autora) dostałem na gwiazdkę od przyjaciół, z którymi gram w RPG (obecnie prowadzę dla nich Martwe Ziemie - grę osadzoną na Dziwnym Zachodzie). Nie ulega wątpliwości, że jest to bardzo trafiony prezent. Zarówno tematyka książki jak i fakt, że zawiera ona dedykację od autora (w moim odczuciu jedynie autor ma prawo bazgrać po swoich książkach - dedykacje od innych osób niszczą dany egzemplarz) bardzo przypadły mi do gustu i myślę, że nie potrafiłbym ocenić tej książki obiektywnie już choćby z tego powodu. Szczęśliwym trafem nie muszę być obiektywny!

Po pierwsze - Hombre! Ukradłeś mi pomysły. To znaczy... ja część z pomysłów miałem, wykorzystałem i wiem, że inni ludzie także mogli na nie wpaść, ale jednak. Dziwnie się czyta powieść, której autor przynajmniej po części realizuje różne fragmenty wymyślonych przez czytelnika historii... Z drugiej strony, w poprzednim moim scenariuszu jedna z kluczowych postaci nazywała się "Tarron Egerton" i przysięgam, że imię i nazwisko wymyśliłem (kiedy wpada mi do głowy jakieś imię czy nazwisko zapisuję je na karteczce z listą imion i nazwisk do wykorzystania, a kiedy szukam imiona, które mógłbym użyć, łączę w pary dobrze brzmiące imię z nazwiskiem) i jedynie przypadkiem są to personalia (drobna różnica w pisowni) świetnego i bardzo znanego aktora... ale dość dygresji.

Książka ma klimat, który znam, czuję i lubię. Opowiedziana historia, jak wspomniałem, ma znane mi elementy, ale wciąż jest wciągająca i interesująca (plus cały czas chciałem się dowiedzieć w jaki sposób autor połączy te części składowe). Musze przyznać, że nie byłem rozczarowany, ale i zaskoczony także specjalnie nie zostałem. Klimat dziwnego zachodu aż bije z tej powieści! Autor wykorzystuje wszystkie wyznaczniki gatunku - od westernowej oprawy poprzez zwyczaje dzikiego zachodu, czarną magię graniczącą z voodoo (które świetnie pasuje do klimatu), indiańskie wierzenia i obrzędy aż po nieco steampunkowe szalone wynalazki. Miód, cud i orzeszki.

Niesamowicie podobała mi się dwuznaczność postaci. Tutaj odchodzimy od klasycznej westernowej sztampy. Nie mamy bohaterów w białych kapeluszach ani czarnych charakterów do cna złych. Nawet pierwszoplanowi bohaterowie mają wady, nawet złoczyńcy mają swoje racje. Ten aspekt, chociaż prosty, zasługuje na uznanie - uwielbiam postacie złożone z nieco większej ilości elementów!

Mieszane uczucia mam za to do tego, co nadprzyrodzone. Z jednej strony rozumiem, że jest to coś wymykające się zmysłom i jako takie musi zostać opisane w sposób dziwny, enigmatyczny i niejasny. Z drugiej strony bardzo nie lubię opisów wizji narkotycznych, potworów z innego wymiaru, których nie sposób opisać i pomieszania zmysłów. Po zastanowieniu stwierdzam jednak, że... muszę odpuścić. To, co opisał autor jest opisane wspaniale. Jest mroczne, szalone, a jednak nie zmusza czytelnika do lektury zbyt długich, niezrozumiałych opisów służących jedynie efekciarstwu. Tu jest rzeczowo, nieprzyjemnie, mdląco i mrocznie - właściwy efekt na właściwym miejscu.

Kończąc opis swoich wrażeń dochodzę do wniosku, że jestem jedynie odrobinę wkurzony, że autor podkradł moje pomysły prosto z mojej głowy (albo podsłuchiwał pod drzwiami w czasie sesji). Cała reszta jest jak najbardziej udana! Bo nawet jeśli początkowo było w tej powieści kilka rzeczy dla mnie zbędnych, bo nazbyt oczywistych (a może to jedynie wrażenie), to na Dzikim Zachodzie bawiłem się doskonale! Dzięki Amigo!

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 8 (Przyzwoity język.)
  • Lekkość Pióra: 8 (Przyjemna w odbiorze.)
  • Akcja: 8 (Dopracowana.)
  • Bohaterowie: 9 (Świetni!.)
  • Zakończenie: 8 (Dopasowane, plus za mrok.)
  • Ocena Łączna: 41/50

Cenę tej książki można sprawdzić:

wtorek, 16 stycznia 2024

Bohaterowie - Joe Abercrombie

Co za wspaniała książka! Całe 600 stron opisuje przebieg bitwy (plus przygotowania do niej i konsekwencje bezpośrednio po niej) i dla mnie jest to zupełnie nowatorskie podejście do powieści fantasy. Czytamy o losach poszczególnych bohaterów po obu stronach konfliktu. Wiele dzieje się jednocześnie, a my poznajemy tę opowieść z wielu stron. Majstersztykiem jest to jak bardzo różnorodna to powieść, choć wydawałoby się, że bitwa to tylko wymachiwanie mieczem i toporem - nic bardziej mylnego.

Zaczynamy od podchodów zwiadowców, zajmowaniu pozycji, opracowania planu, moralnych rozterek, wewnętrznych rozgrywek, odrobiny polityki, strategii. Do tego dorzucamy ludzkie charaktery, które zmniejszają efektywność przedsięwzięcia - lenistwo, niedbałość, strach, brawurę, chęć rywalizacji, walkę o zasługi, zmęczenie, chciwość, brak doświadczenia, a nieposłuszeństwo zderza się z brakiem inicjatywy i ślepym posłuszeństwem. Jest tutaj wszystko!

Dla mnie ta powieść była niesamowitą podróżą, zagłębieniem się w bardzo gęstą historię o wielu zwrotach akcji i zaskakujących elementach. Wydaje mi się, że nigdy nie czytałem czegoś na choćby podobnym poziomie - tak szerokiego przy tak klaustrofobicznym podejściu (do miejsca i czasu akcji). Pomagają także bohaterowie, których czytając Abercrombiego zdążyłem już trochę poznać. Ta książka zachęciła mnie jednak, by dalej czytać powieści tego autora!

Oceny (legenda tutaj):
  • Kunszt: 9 (Wysoki poziom.)
  • Lekkość Pióra: 8 (Dobrze się czyta, chociaż chwilami męczy.)
  • Akcja: 9 (Bardzo przemyślana.)
  • Bohaterowie: 7 (Przyznaję, że chwilami mi się mylili, szczególnie gdy autor używał zamiennie imion, nazwisk i przydomków.)
  • Zakończenie: 9 (Wiele zakończeń, każde tej samej jakości co cała akcja.)
  • Ocena Łączna: 42/50

Cenę tej książki można sprawdzić:

niedziela, 7 stycznia 2024

Podsumowanie roku 2023

Przegapiłem podsumowanie roku! Pierwszy raz odkąd prowadzę tego bloga. Ale co się odwlecze to nie uciecze, minął dopiero pierwszy tydzień 2024 roku, więc postanowiłem zaprezentować podsumowanie roku z tygodniowym opóźnieniem.

Rok temu pisałem o czytaniu dla przyjemności, bez narzucania sobie ram, limitów i wyzwań. I okazuje się, że w ten sposób osiągnąłem całkiem niezłe rezultaty - przeczytałem (i opisałem tutaj) 32 książki (część z nich to pojedyncze tomy cyklów, a część porzuciłem po przeczytaniu przynajmniej połowy - o takich, w których nie dotarłem do połowy nawet nie wspominam), a na blogu pojawiło się 20 recenzji. I nie ważne, czy dla kogoś jest to dużo czy mało - ja jestem zadowolony, a lektura sprawiała mi przeważnie wiele frajdy.


Bez zbędnych wstępów oznajmiam, że tytuł Najlepszej Książki roku 2023 bloga Recenzent Amator zostaje Projekt Hail Mary Andy'ego Weir'a. Tak wynika z oceny punktowej (imponujące 46 punktów) oraz mojego subiektywnego odczucia. Dodam, że jakiś czas temu pisałem do autora e-mail z podziękowaniem i zapytaniem o kilka kwestii technicznych a autor rozwiał moje wątpliwości.

A teraz poszczególne kategorie. Kunszt Literacki to wymagająca kategoria. Dziesiątkę uzyskała powieść "Zemsta najlepiej smakuje na zimno" i jest to najwyższa ocena w tej kategorii w ubiegłym roku. Jednocześnie z przyjemnością informuję, że Abercrombie stał się autorem, po którego bardzo chętnie sięgam i zamierzam przeczytać wszystko, co zostanie wydane w naszym kraju (podobnie jak w przypadku Andy'ego Weir'a, którego powieści już przeczytałem).

W kategorii Lekkość Pióra króluje "Projekt Hail Mary" (10 punktów), a inna powieść tego samego autora zajmuje drugie miejsce z dziewiątką.

W kategorii Akcja także bez niespodzianek - "Projekt Hail Mary"  i 10 punktów.

W kategorii Bohaterowie z kolei 9 punktów osiągnęła "Zemsta najlepiej smakuje na zimno".

Podsumowanie zamyka kategoria Zakończenie, gdzie także obyło się bez niespodzianek - "Projekt Hail Mary" osiągnął rezultat 9 punktów. 

Jak widać oceny zostały zdominowane przez dwie książki, które oceniłem najlepiej. Niech i tak będzie.

Kończę podsumowanie tradycyjnie - życzeniami samych dobrych lektur w 2024 roku!

Wasz Bler