Słowem wyjaśnienia - planowałem przeczytać oba tomy, ale po lekturze pierwszego przeszła mi ochota na dalszy ciąg. Być może kiedyś jeszcze do niego wrócę, ale chwilowo zmienię tematykę.
Co jest tego powodem?
Otóż po pierwsze nie podpasowała mi tematyka. Alternatywna historia drugiej wojny światowej z naciskiem na działania wikingów, to chyba nie jest moje ulubione zestawienie tematów. Po drugie nie podobała mi się stylizacja języka. Dużo wtrąceń, skandynawskich słówek świadczy być może o kunszcie autora, ale w mojej ocenie wygląda na wymuszone i wprowadza niepotrzebny zamęt, powodując, że i tak dość oporne brnięcie przez tekst staje się jeszcze utrudnione.
Same wydarzenia są dość ciekawe (choć pewnie dla znawców tła historycznego ciekawsze), ale pokazane w sposób wyjątkowo mało atrakcyjny. Nawet dość przemyślane postacie, które powinny się podobać nie sprawiają, że czytelnik z wypiekami na twarzy czyta o ich losach. A skoro czytelnika nie obchodzą, to kogo miałyby obejść?
Litościwie bez oceny (nie dlatego, że litościwie, ale dlatego, że to tylko część cyklu, a w takiej sytuacji obiecałem oceny nie wystawiać). Po autorze takiej perełki jak "Karaibska Krucjata" spodziewałem się więcej. Tym bardziej, że "Miasteczko Nonstead" potwierdza klasę pisarza. Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz