sobota, 5 stycznia 2013

Ostatnia noc w Twisted River - John Irving

Jak scharakteryzować tą książkę? Sprawa jest o tyle trudna, że sam jeszcze nie wiem co myśleć... Książkę czyta się, jak na Irvinga przystało, bardzo łatwo. Treść sama wchodzi do głowy przez oczy. Ze względu na umiejscowienie, opisy, klimat postaci a nawet tematykę niezmiernie przypomina mi serial "Przystanek Alaska" (Northern Exposure). Prawdopodobnie przez pryzmat postaci dużo wiedzącej Indianki  która jest tłem dla wydarzeń, a jej komentarze zawsze są w jakiś sposób na czasie - można odczuć respekt.

Wydarzenia przedstawione w powieści mają swój początek w tartacznym miasteczku, zasiedlonym głównie przez drwali. Sporo jest też terminów, typowych dla tego fachu. Wiele nie zdradzę pisząc, że akcja powieści zaczyna się od utonięcia jednego z młodych flisaków podczas spływu drewna. To wydarzenie odciska swoje piętno na pozostałych bohaterach (na niektórych pośrednio), budzi wspomnienia i prowokuje zachowania. Daje także okazję do zmian, alibi, możliwość poznania rodziny zmarłego i jest motorem zmian w życiu głównych bohaterów. Pokazuje też, jak wiele może łączyć pozornie nie znajomych sobie ludzi. Ale nie to jest głównym przyczynkiem poczynań bohaterów...

Uwaga: poniższy fragment można uznać za spoiler!

Oczywiście, jak to u Irvinga, nie może zabraknąć wszechobecnych symboli życia, dojrzewania i śmierci, czyli pewnej dozy seksu (jak zawsze z komplikacjami), śmierci (w zdumiewających okolicznościach) a także dorastających dzieciaków, które nieustannie nabywają doświadczenia, czerpiąc pełnymi garściami z życia rodzinnej okolicy, opisanej w sposób malowniczy i zadziwiający (Irving potrafi zwykły opis przemienić w fascynującą wersję tej samej rzeczywistości). Ponadto, tradycyjnie, pojawić się muszą motywy znajome z innych powieści. Tym razem jest to Niedźwiedź i Zapasy. Pomimo iż nie stanowią głównego wątku opowieści, są bardzo wyraźne i nawiązują do innych dzieł tego autora. Oczywiście stali czytelnicy Irvinga dostrzegą także bardzo widoczne nawiązanie do jego wcześniejszych dzieł (mam tu głównie na myśli "Świat według Garpa"), poprzez opis wypadku samochodowego podczas uprawiania seksu oralnego (opisany wypadek jest zespoleniem dwóch innych wypadków, a przynajmniej we mnie wzbudził takie skojarzenie). Fatum, nieuchronność losu w pierwszej chwili wydaje się naciągana, ale w miarę zagłębiania się w świat powieści wszystko staje się spójne, jasne i klarowne.

Książka skłania do refleksji. Mnie zafascynowało w jaki sposób jedno wydarzenie w przeszłości, jedna związana z nim decyzja może wpłynąć na resztę życia. Istny efekt motyla. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że na tym właśnie polega życie - nie można podjąć jakiejś decyzji a później jej cofnąć. Istnieją decyzje, które zdeterminują nasz los w takim stopniu, że następujące wydarzenia będą nieuniknione i wymagać będą kolejnych decyzji. I to właśnie w życiu jest piękne. To jest piękne w prozie Johna Irvinga.

Na koniec chciałbym także ostrzec, że jest to książka z gatunku tych, w które można się zapaść i stracić kontakt z otaczającym światem. Czytałem ja głównie w środkach komunikacji miejskiej i nie raz i nie dwa zdarzało mi się w ostatniej chwili zorientować gdzie jestem. Przy tej powieści bardzo łatwo stracić poczucie czasu. Początek bowiem jest świetny, środek lekko spowalnia akcję, natomiast od połowy książka robi się tylko lepsza i lepsza. Samo zakończenie w zupełności uzasadnia spowolnienie środkowych rozdziałów i daje czytelnikowi niesamowitą przyjemność. Końcówka stanowi dopełnienie powieści i potwierdza wielkość Irvinga. Raz jeszcze.

Przeczytaj także:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz