Jest to książka, której jeszcze nie skończyłem (a więc jej temat prawdopodobnie pojawi się znowu kiedy dobrnę już do ostatniej strony), ale postanowiłem o niej napisać już teraz. Kiedy czytałem trylogię czarnego maga tej autorki, uderzyło mnie to, jak powoli rozkręca się tam akcja, a jak szybko umykają wydarzenia, którym można by poświęcić nieco więcej uwagi. Tak też jest i tutaj. Autorce należy oddać sprawiedliwość - pomimo ewidentnych dłużyzn książkę czyta się dobrze, tylko jak dla mnie za wolno... Lubię książki, które powodują u mnie odruch ich połykania, pochłaniania. Które same cisną się w oczy i nie sposób się od nich oderwać. Prawda - w przypadku trylogii tak właśnie było z tomami 2. i 3., więc i teraz liczę na taki efekt w przypadku pozostałych kart powieści.
Jedna jeszcze rzecz przykuła moją uwagę i sprawiła, że musiałem porównać tą książkę do innych. Otóż zarówno w "Gildii magów" (1. tom trylogii czarnego maga) jak i w "Uczennicy Maga" mamy do czynienia ze schematem nauczania młodej kobiety przez mistrza/mistrzów. Jest to wspaniała okazja do barwnych opisów, które każdy czytelnik fantasy tak lubi. Któż nie pamięta scen z Wiedźmina, kiedy to Ciri uczyła się walczyć, albo niesamowitych scen treningu Achai i głosu mistrza w głowie bohaterki podczas każdej walki? Oczywiście tam bohaterki miały mistrza, który je szkolił, poświęcał swój czas, a szkolenie było równie ważne dla mistrza co dla jego podopiecznej, ale dlaczego w książkach Pani Canavan to szkolenie akurat jest najnudniejszą częścią książki? Przecież przeważnie właśnie te sceny są najciekawsze. To wtedy poznajemy bohaterkę i jej umiejętności. Odnoszę nieodparte wrażenie, że autorce powieści zabrakło czegoś (kunsztu? chęci?) do opisania tych scen w sposób, który sprawiłby że i tą pozycję pożerałoby się z prędkością huraganu.
Zobacz książkę
Zobacz książkę
Czytałam całą trylogię, podobała mi się, choć ostatnia część mnie nie porwała. Uczennicy nie czytałam, ale mam w planach.
OdpowiedzUsuń