Przyjemnie było powrócić do bohaterów, znanych z książek, które przeczytałem ponad dziesięć lat temu. Bałem się, że nie będę umiał się odnaleźć i nieodzowna będzie lektura poprzednich tomów, ale tak nie było. Co prawda nie pamiętam fabuły tamtych książek, ale ich klimat przypomniał mi się już po przeczytaniu paru stron. Teraz jednak zauważam w nich inne elementy niż kiedyś, bo zakładam, że wtedy także były widoczne. Otóż - wtedy czuć było, że książka jest na podstawie sesji RPG, a teraz czuć, że książka nie jest na podstawie gry, ale jest niejako kontynuacją tamtej gry... Fabuła została przedłużona, ale... nikt tej przygody nie rozegrał.
Mam doświadczenie w Mistrzowaniu RPG oraz pisaniu scenariuszy. Rzecz w tym, że pisze się je w taki sposób, by bawiły głównie osoby bezpośrednio zaangażowane - odgrywające role i uczestniczące w rozgrywce, a nie zewnętrznego widza, jakim jest czytelnik. Gdzie indziej położony jest nacisk. To tak, jakby pisać scenariusz filmowy w taki sposób, żeby aktorzy dobrze się bawili (pomijając fakt, że po montażu pojawią się jacyś widzowie). Dlatego właśnie wiele pracy potrzeba, by z opisu Gry przejść do opisu, który spodoba się czytelnikowi. W poprzednich tomach było to widoczne - nie wszystko szło po myśli narratora, który musiał wprowadzać elementy zmuszające postaci do pewnych działań i kierujące je w odpowiednią dla fabuły stronę (myślę, że stąd wynikały nieustanne napady i porwania). Tym razem jednak nie czuć tego, że ktoś się narratorowi wtrącał w fabułę (nie czuć współtworzenia opowieści z Graczami), więc z jednej strony powstało coś nieco bardziej spójnego, z drugiej jednak rola postaci jest zmarginalizowana - tkwią one grzecznie na miejscach do tego wyznaczonych, bez zbędnych wybryków (może poza paroma momentami). Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale nawet po latach ta różnica rzuca się w oczy.
Sama fabuła, cóż, nie przekonała mnie. Nie widać tutaj celowości działań głównego bohatera. Wszystko dzieje się niejako obok niego, przypadkiem. Jest on obserwatorem, a jego plany, cóż, głównie nie wypalają nawet w części. W dodatku książka zdaje się urywać w połowie i autor po prostu daje streszczenie tej drugiej połowy. Owszem, myślę, że gdyby rozwinąć to streszczenie byłoby nudno, ale to trochę tak, jakby w Obcym usunąć sceny, w których Ripley walczy z Królową w potężnym egzoszkielecie i zamiast tego puścić na ekranie nastrojową muzykę i napisać "po ciężkiej walce Ripley wygrała dzięki wyrzuceniu Królowej Obcych przez śluzę". Kulminacyjny moment przesuwa się z finałowej sceny gdzieś w środek przygody. Cóż - jak widać mam wiele zastrzeżeń do fabuły.
Do czego nie mam absolutnie zastrzeżeń to przyjemność z samej lektury. Jest to książka lekka i przyjemna, a lektura jej to prawdziwy relaks. W dodatku ja, który nie znam się zupełnie na żeglarstwie (i nie lubię go), byłem urzeczony opisami lin, masztów, pokładów i całego żargonu. Widoczny tu romans z morzem przekonał mnie całkowicie i poszedłem sobie posłuchać szant. A zatem plus za nastrój, kunszt, znawstwo i warsztat. Czy poleciłbym tę powieść? Stanowczo tak - dawno nie czułem się tak zrelaksowany podczas lektury.
- Kunszt: 8 (Znawstwo i nastrój.)
- Lekkość Pióra: 9 (Pełen relaks.)
- Akcja: 5 (Przeciętna.)
- Bohaterowie: 7 (Są zróżnicowani, ale jest to za mało wykorzystane.)
- Zakończenie: 4 (Niedokończona.)
- Ocena Łączna: 33/50

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz