Zwykle bardzo nie lubię tego typu zbiorków - opowiadania niby to wygrzebane z szuflady po śmierci autora i wydawane przez jego rodzinę, by jeszcze trochę zarobić na twórczości słynnego ojca czy wujka. Uważam, że opowiadania takie albo są podejrzane (czytaj - nie zostały napisane przez tego, komu przypisuje się ich autorstwo, ale "wytworzone" przez członka rodziny celem zarobku), albo autor uznał je za zbyt słabe do publikacji lub nie miał pomysłu na ich dokończenie. Tym razem jednak skusiłem się, bo historia jest zupełnie inna...
W książce tej znajdujemy opowiadania, które zostały opublikowane dawno temu (zanim ich autor stał się znany jako pisarz), a że tworzone były pod pseudonimem, to dotarcie do nich samo w sobie jest interesującą historią (zawartą wewnątrz niniejszej książki). To przyciągnęło moją uwagę, chociaż nie jestem tak wielkim fanem Pratchetta, by czytać jego książki pasjami. Przeczytałem kilka, podobały mi się, ale to raczej odskocznia. I właśnie dlatego mogę opowiadania te ocenić w miarę obiektywnie, nie będąc pod wpływem "geniuszu autora".
Większość opowiadań to wprawki lub krótkie formy, bazujące na pojedynczym pomyśle (nie zawsze odkrywczym), co nie powinno dziwić - były bowiem pisane na potrzeby gazety i publikowane jako krótki przerywnik dla szerokiego grona. Są więc nieskomplikowane, często wywołują drobny uśmieszek, ale nie ma w nich niczego "wielkiego", nie skłaniają do refleksji. Ich zaletą jest to, że czyta się je bardzo szybko i bezboleśnie (są "gładkie", bez zgrzytów i ciężkich fragmentów). Dodatkowo, w wielu tekstach można się dopatrzeć wątków, które później zostały wykorzystane w powieściach, kiedy Pratchett był już uznanym autorem, co z pewnością będzie gratką dla jego prawdziwych fanów.
Co ciekawe, nie wszystkie opowiadania mają ten sam, Pratchetowski styl. Niektóre są, powiedziałbym, pozbawione osobistego stylu w ogóle. Takie odczucie miałem czytając kilka opowiadań świątecznych. Wydaje mi się ponadto, że opowiadania zawarte w zbiorku ułożone są w taki sposób, że pod koniec znajdują się najlepsze z nich. Przynajmniej mnie najbardziej podobały się te, które były bliżej końca.
Prawdziwą perełką jest opowiadanie ostatnie, najdłuższe, w którym czuć najwięcej klimatu i stylu autora, a od którego zaczęła się cała przygoda z powstaniem tego zbioru. Cieszę się, że właśnie to opowiadanie jest na końcu, bo pozwoliło mi zakończyć spotkanie z tą książką w stanie kompletnego zadowolenia, którego i Wam życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz