czwartek, 11 września 2014

Cykl "Tropiciel" - Orson Scott Card (tom 1 i 2)

Trochę zbyt pochopnie i bez pomyślunku wziąłem się za lekturę nowej powieści jednego z moich ulubionych autorów i przeoczyłem fakt, że wydano dopiero dwa z trzech tomów cyklu. Zwykle bowiem czekam na wydanie całości zanim sięgnę po książkę, ale cóż było robić, skoro pierwszy tom zdążyłem już połknąć... W związku z tym recenzja tutaj umieszczona zawierać będzie jedynie dwie trzecie dzieła, a trzeci tom znajdzie swoje miejsce później. Wybaczcie.

Jednocześnie informuję, że z uwagi na to iż jest to cykl, jego całkowita ocena punktowa zostanie przedstawiona podczas publikacji recenzji trzeciego tomu.

Pierwszy tom trylogii nosi tytuł "Tropiciel" i jest to pokaz maestrii autora w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ponownie spotykamy się z problematyką globalną i ponownie główną postacią, mającą znaczący wpływ na fabułę jest chłopiec (dokładnie tak jak w największych dziełach Carda - o Enderze, Groszku czy Alvinie). Ponownie mamy do czynienia z połączeniem fantasy i Science-Fiction (jak w Glizdawcach czy Powrocie do Domu) i ponownie od książki trudno się odkleić.

To, co szczególnie zasługuje na uwagę, to rozwiązanie odwiecznego problemu podróży w czasie w literaturze - całe to zakłócanie continuum itp. Nie mogłem wyjść z podziwu, że rozwiązanie jest tak zgrabne i łatwe, jak podano to w tej książce. Po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że to najmocniejsza strona tej pozycji.

Motyw podróży, wspaniali, barwni bohaterowie, mędrcy, magia, więzy rodzinne - to wszystko jest na wyciągnięcie ręki! Do tego umiejętne manipulowanie czytelnikiem poprzez powolne dostarczanie mu faktów zawartych w towarzyszącemu każdemu rozdziałowi "wstępowi", który pozornie nie ma nic wspólnego z historią. Od tej książki nie można się oderwać!

Nieco inaczej ma się sprawa z tomem drugim. W "Ruinach" znika nieco fascynacja nowością mocy głównych bohaterów a zaczyna się kombinowanie. Irytuje to, że ani postaci nie mają pojęcia dokąd zmierzają, ani czytelnik nie jest tego świadom, więc zaczyna się śledzenie bohaterów, którzy nie mają przed sobą wyraźnego celu. Mam szczerą nadzieję, że prowadzi to do czegoś, co otrzymamy w trzecim tomie.

Plusem jest to, że książkę, nawet w gorszych fabułowo momentach, nadal czyta się doskonale, trudno się od niej oderwać z uwagi na zżycie z postaciami oraz łatwy, przekonywujący styl Carda, lecz nie z uwagi na historię, co można uznać za wadę, dopóki nie dostrzeże się faktu - oderwać się nadal trudno - czy to takie ważne z jakiego powodu?

Nadrabia za to druga połowa tomu, gdzie widzimy już silniejsze dążenie bohaterów do celu (w pewnej chwili nawet myślałem, że pomyliłem się i jest to ostatni tom serii - tak ładnie się wszystko układało), oraz mniej rozterek duchowych, które w pierwszej połowie książki odrobinę zniechęcają. Ogólnie - wrażenia bardzo pozytywne.

To, co absolutnie nie podobało mi się w tej książce (w żadnym z tomów), to wydanie, a dokładniej okładka. Niestety widać na niej każde dotknięcie palca, a nawet czyste dłonie pocą się podczas kilkugodzinnego czytania. Polecam obłożyć tę książkę na czas czytania, chociażby w gazetę.

Zobacz też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz