niedziela, 25 sierpnia 2013

Regulatorzy - Stephen King (jako Richard Bachman)

Stephen King jak powszechnie wiadomo jest autorem bestsellerów - co tylko napisze, staje się hitem. Zasługą jest warsztat pisarza, choć nie znaczy to wcale, że pisze dobrze (nie - nie mówię, że pisze źle). Pisze łatwo, przystępnie, nieskomplikowanie i rozrywkowo - to właśnie charakteryzuje książki, które przeczyta wiele osób. Taką właśnie niszę posiada i Króluje (King - król ang.) w niej niepodzielnie od wielu lat. I w tym fachu jest mistrzem - to mu trzeba przyznać. Sam czytałem do tej pory ledwie kilka jego powieści, a w tym "Misery", którą uważam za najgorszą (choć film był świetny) oraz "Miasteczko Salem", które jest bardzo dobrą książką, nawet pomijając poczytność czy reputację autora.

Sam nie wiem, czego spodziewałem się po "Regulatorach" - przyciągnął mnie do nich związek z "Desperacją", która cieszyła oko stojąc na półce i zachęcała niezwykłością (dawno temu ten dwuksiąg został mi polecony jako odkrywczy). Sięgnąłem więc po "Regulatorów", spodziewając się nie wiadomo czego i zawiodłem się, ale jedynie po części.

Co prawda treść rozdziałów jest słaba - autor opisuje wydarzenia w sposób detaliczny, minuta po minucie (a wszystkie dzieją się na jednej ulicy - w pewnym sensie), co na dłuższą metę jest dość męczące, bo zamiast poznać całą historię śledzimy losy poszczególnych osób z pedantyczną wręcz dokładnością. Każdy krok, każde słowo ma swoje odzwierciedlenie na papierze. Inna sprawa, że gdyby nie to, książka byłaby raczej krótka. To, co tworzy tą powieść to znajdujące się na końcu każdego rozdziału dokumenty - fragmenty pamiętnika, listy, rysunki, notki prasowe. To właśnie dzięki nim dostrzegamy szerszy obraz wydarzeń, poznajemy ich genezę, dowiadujemy się o przyczynach takiego a nie innego postępowania bohaterów oraz otrzymujemy wgląd we właściwą akcję powieści. Cóż jednak powiedzieć o książce, która sama w sobie jest nużąca, a ciekawi tylko tymi dodatkami do akcji podstawowej? Chciałoby się, żeby i treść rozdziałów była wciągająca, żeby trudno było się od niej oderwać, tymczasem czytamy tylko po to, by dotrzeć do tej wisienki na torcie, na końcu rozdziału.

Historii tej nie da się jednak inaczej napisać, a sam pomysł jest interesujący. Jednak, gdyby streścić akcję powieści, nikogo nie interesowałyby te dokumenty, z których dowiadujemy się co stoi za historią, gdyż po streszczeniu akcji, nie byłoby żadnej historii. A jednak nie przemawia do mnie powieść, w której nie śledzę losów bohaterów, nie utożsamiam się z nimi, a nawet nie jestem ciekawy co z nimi będzie i jak to wszystko się skończy. Zatem coś jest chyba nie tak - albo ze mną, albo z książką...

Oceny (legenda tutaj):

  • Kunszt: 6 (Daję kredyt za te dodatki na końcu rozdziałów.)
  • Lekkość Pióra: 7 (Nie wciągnęła mnie, ale czyta się łatwo.)
  • Akcja: 5 (Ciekawy pomysł, ale akcja powieści mierna i nie trzyma w napięciu z powodu znacznego jej spowolnienia.)
  • Bohaterowie: 6 (Ciekawi, nieźle opisani, ale zbyt mylą się ze sobą.)
  • Zakończenie: 7 (Najbardziej wciągająca część, choć o dziwo nie z ciekawości o zakończenie - akcja przyspiesza.)
  • Ocena Łączna: 31/50

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz