Ostatnie opowiadanie z 71 numeru "Science Fiction..." chyba nie bez powodu kojarzy mi się ze "Światem Dysku". Humorystycznie pokazane perypetie maga nieudacznika, ironiczne odzywki, abstrakcyjne miejsca i postacie - to wszystko pokochają miłośnicy Pratchetta.
Musze przyznać, że zarówno fabularnie jak i kompozycyjnie opowiadanie zrobiło na mnie duże wrażenie, mimo iż z początku spodziewałem się wtórności. Opowiadanie jest spójne, zabawne, opisy wystarczająco dokładne, by przywołać obrazy, pozostawiające jednak niedosyt, by wyobraźnia czytelnika mogła je dalej kreować.
Największym chyba atutem tego dzieła jest zakończenie, które jest kontynuacją opowiadania, utrzymane jest w tej samej konwencji, a jednak nie wynika w sposób oczywisty z treści opowiadania. Miło jest także zobaczyć nawiązania do literatury klasycznej w tak przystępnym ujęciu.
Polecam opowiadanie wszystkim, którzy w lekturze szukają rozrywki i uśmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz