Do lektury "Icemana" skłoniła mnie niebagatelna historia o wyjątkowym (choć nie w dobrym znaczeniu tego słowa) człowieku. Richardowi Kuklińskiemu przypisuje się bowiem ponad 200 zabójstw, a mimo to pozostawał nieuchwytny przez prawie trzy dekady. Historia kogoś takiego pisze się przecież sama.
Problem z tą pozycją tkwi jednak w tym, że jak na tak dobrą historię, książka jest przeciętna, co oznacza, że fakty nie zostały właściwie wykorzystane. Przy tak dobrym materiale, niezwykle trudno jest coś całkowicie zepsuć, a napisanie tak przeciętnego tomu, jest w mojej opinii właśnie zepsuciem doskonałej historii.
Nie czepiałbym się może tak bardzo, gdyby intencją autora było jedynie podanie suchych faktów, ale próby dodania do nich narracji i fabularnego ujęcia opowieści, mimo że właściwe w założeniach, ujawniają niewątpliwe słabości. Nie umiem dociec, czy zawinił autor, czy tłumacz, ale przy fascynującej historii głównej postaci, strona literacka wypada bardzo blado.
Litościwie uznając, że to literatura faktu, oszczędzam sobie publikację oceny punktowej. Szczególnie, że mam "przeczucie", że nie byłaby zbyt wysoka.
Problem z tą pozycją tkwi jednak w tym, że jak na tak dobrą historię, książka jest przeciętna, co oznacza, że fakty nie zostały właściwie wykorzystane. Przy tak dobrym materiale, niezwykle trudno jest coś całkowicie zepsuć, a napisanie tak przeciętnego tomu, jest w mojej opinii właśnie zepsuciem doskonałej historii.
Nie czepiałbym się może tak bardzo, gdyby intencją autora było jedynie podanie suchych faktów, ale próby dodania do nich narracji i fabularnego ujęcia opowieści, mimo że właściwe w założeniach, ujawniają niewątpliwe słabości. Nie umiem dociec, czy zawinił autor, czy tłumacz, ale przy fascynującej historii głównej postaci, strona literacka wypada bardzo blado.
Litościwie uznając, że to literatura faktu, oszczędzam sobie publikację oceny punktowej. Szczególnie, że mam "przeczucie", że nie byłaby zbyt wysoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz