Przeczytałem dalszy ciąg świetnej space opery Zaginiona Flota. I wiecie co? Nie jest tak świetny.
Początkowo było nawet nieźle - nowe wydarzenia, pewna ciągłość z poprzednim cyklem, kontynuowane postaci. Im dalej jednak, tym większe miałem wrażenie wtórności. Autor definitywnie wyciska ze stworzonej przez siebie serii wszystko, co tylko się da, by stworzyć kolejne pięć tomów, które fani (w tym ja) kupią, by poznać dalsze losy Black Jacka. I nie chodzi o to, że losy te nie są ciekawe. Po prostu... to wszystko już jakby było.
Ok, zagrożenia są nowe, ale (może poza ostatnią bitwą), nie ma się wrażenia, że cokolwiek stoi na ostrzu noża. Śmiałe pomysły zawsze są dobre, nie ma żadnych potknięć, zaskoczenia, suspensu. Brakuje dreszczyku emocji, którego już chyba nie da się wywołać. Nie bałem się o los ulubionych bohaterów, przez co miałem poczucie nudy. I to wszystko pomimo tego, że lektura jest łatwa i w zasadzie przyjemna.
Historia opisana jest obszernie, chyba tylko po to, by czytelnik nie miał wrażenia, że ważne wydarzenia następują jedno po drugim, bo to co istotne, można by napisać w jednym, góra dwóch tomach. Tyle, że wtedy wiedzielibyśmy, że wybrano fragmenty z akcją, wycięto zaś te, które mają dać czytelnikowi poczucie, że za rogiem jest niebezpieczeństwo, a kiedy zagląda tam, okazuje się, że to jeszcze nie ten róg.
To nie jest zła książka, ale moje oczekiwania zawiodła. Myślę, że gdybym wiedział, nadal bym ją przeczytał, ale bez tej początkowej ekscytacji. Wrażenia popieram subiektywną oceną punktową
Oceny (legenda tutaj):
- Kunszt: 7 (Dobrze napisane.)
- Lekkość Pióra: 7 (Chwilami nudnawe.)
- Akcja: 6 (Bez poczucia zagrożenia.)
- Bohaterowie: 6 (Nic nowego.)
- Zakończenie: 7 (Zdecydowanie mocny punkt cyklu, ale za długo trzeba było na nie czekać.)
- Ocena Łączna: 33/50
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz