Wielka powieść, której przeczytanie miałem w planach od lat okazała się nie taka straszna, jak mogłem się obawiać. Chociaż tak naprawdę chyba się nie obawiałem. Po prostu dawkuję sobie powieści wojenne, gdyż kiedy robię pomiędzy nimi za mały dystans, nieco zlewają mi się w jedną. Bardzo nie lubię, kiedy nie jestem pewien co do czego.
Zaskoczyło mnie, jak łatwo czyta się tę powieść, pomimo tego, że opowieść poszatkowana jest w sposób wręcz nieprawdopodobny. Nie ma także wielkiego problemu z nadążaniem za każdą linią zdarzeń. W tym miejscu głęboki ukłon dla autora - to nie jest łatwe zadanie. Lektura, mimo przedstawionych wydarzeń, jest przyjemna, a użyte poczucie humoru bardzo trafiło mi w gust.
Sama opowieść może się wydawać z początku trudna w interpretacji, ale ja rozumiem ją tak: Głównego bohatera, do końca życia dręczy koszmar przeżytej wojny, która zdaje się ciągle trwać w jego umyśle, zastygnięta na wieki. To swoiste "co się zobaczyło, tego się nie odzobaczy" sprawia, że obrazy te wciąż są żywe i "istnieją", zamiast zniknąć w przeszłości. Wydarzenia te sprawiają, że bohater ucieka w rzeczywistość zupełnie fantastyczną, byle tylko nie być tu i teraz. W ten sposób jest jednocześnie wszędzie i zawsze - na wojnie, na obcej planecie i na ziemi, już po wojnie, jako starszy człowiek.
I nie mówię tutaj o chorobie psychicznej, ale o próbie poradzenia sobie z czymś, z czym nikt nigdy nie powinien sobie radzić, a jednak "zdarza się", że trzeba. Trauma nie zawsze objawia się w sposób oczywisty i nie zawsze jest czymś, co jest czytelne na zewnątrz. Czasem, żeby zachować zdrowe zmysły trzeba najpierw zwariować.
Oceny (legenda tutaj):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz