Sięgnąłem po "Projekt Berserker", ponieważ chciałem przeczytać coś zupełnie nowego, po czym nie będę wiedział, czego się spodziewać, a co zostało wydane przez Fabrykę Słów. Takie były założenia. Na książkach tego wydawnictwa raczej się nie zawodzę, a potrzebowałem jakiegoś pewniaka, który jednocześnie będzie czymś dla mnie nowym.
Pierwsze zetknięcie z tą książką przebiega łatwo, niemal niezauważalnie znajdujemy się kilkadziesiąt stron dalej, a książka nadal wciąga. Właśnie tego potrzebowałem - historii, która porwie. Już pierwsze zetknięcie z lekturą było dla mnie satysfakcjonujące. Może nie opowiada o niczym śmiertelnie poważnym, nie porusza filozoficznych tematów, ale sama historia jest przemyślana, spójna i ujęta bez zbędnych ozdobników.
Tłem opowieści jest Europa po wojnie energetycznej, wyniszczona i cofnięta w rozwoju, gdzie nowoczesna broń, choć zdarza się wcale nie tak rzadko, to urasta do miana artefaktu. Szczególnie, gdy na kolbie wyryto wzory fizyczne. Mamy więc świat nieco neuroshimowy, ale w bardziej familiarnej, europejskiej scenerii.
Bohaterowie powieści dzielą się na tych w pełni rozpoznawalnych, którzy są charakterystyczni oraz na mniej ważnych, których charakter jest pokazany, ale nieco miesza się z innymi postaciami - wśród wrogów na przykład dla mnie charakterystyczny był tylko jeden.
Poczucie humoru i brawura głównego bohatera sprawiają, że nie można go nie lubić. Jest z resztą bardzo dobrze skonstruowaną postacią - wszystko co o nim wiemy ma odwzorowanie na kartach książki i czemuś służy. Początkowo wydaje się, że dowiadujemy się faktów tylko po to, by wiedzieć jaki jest Zięba, ale okazuje się, że autor zadbał, by zamiast lania wody wtajemniczyć nas wyłącznie w istotne dla opowieści fakty.
Najbardziej jednak podobało mi się to, że historia była zamknięta - od początku do końca, każde słowo miało związek z fabułą. Bez zbędnych prologów i epilogów. Miałem wrażenie, że czytam po prostu długie opowiadanie.
Pierwsze zetknięcie z tą książką przebiega łatwo, niemal niezauważalnie znajdujemy się kilkadziesiąt stron dalej, a książka nadal wciąga. Właśnie tego potrzebowałem - historii, która porwie. Już pierwsze zetknięcie z lekturą było dla mnie satysfakcjonujące. Może nie opowiada o niczym śmiertelnie poważnym, nie porusza filozoficznych tematów, ale sama historia jest przemyślana, spójna i ujęta bez zbędnych ozdobników.
Tłem opowieści jest Europa po wojnie energetycznej, wyniszczona i cofnięta w rozwoju, gdzie nowoczesna broń, choć zdarza się wcale nie tak rzadko, to urasta do miana artefaktu. Szczególnie, gdy na kolbie wyryto wzory fizyczne. Mamy więc świat nieco neuroshimowy, ale w bardziej familiarnej, europejskiej scenerii.
Bohaterowie powieści dzielą się na tych w pełni rozpoznawalnych, którzy są charakterystyczni oraz na mniej ważnych, których charakter jest pokazany, ale nieco miesza się z innymi postaciami - wśród wrogów na przykład dla mnie charakterystyczny był tylko jeden.
Poczucie humoru i brawura głównego bohatera sprawiają, że nie można go nie lubić. Jest z resztą bardzo dobrze skonstruowaną postacią - wszystko co o nim wiemy ma odwzorowanie na kartach książki i czemuś służy. Początkowo wydaje się, że dowiadujemy się faktów tylko po to, by wiedzieć jaki jest Zięba, ale okazuje się, że autor zadbał, by zamiast lania wody wtajemniczyć nas wyłącznie w istotne dla opowieści fakty.
Najbardziej jednak podobało mi się to, że historia była zamknięta - od początku do końca, każde słowo miało związek z fabułą. Bez zbędnych prologów i epilogów. Miałem wrażenie, że czytam po prostu długie opowiadanie.
Oceny (legenda tutaj):
- Kunszt: 7 (Wysmakowany i pasujący do całokształtu, ale bez fajerwerków.)
- Lekkość Pióra: 8 (Właściwie powinno być 8 i pół, ale nie chcę się bawić w połówki.)
- Akcja: 8 (Spójna i zamknięta całość.)
- Bohaterowie: 8 (Pozytywni na 9, negatywni na 7.)
- Zakończenie: 8 (Spójne, choć zagadka przewidywalna.)
- Ocena Łączna: 39/50
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz