Nachodzi mnie w ostatnich dniach taka refleksja, że mój zmysł czytelniczy, pozwalający na wybieranie książek, które do mnie trafią, nieco się w tym roku stępił. Sięgam po wiele książek, których z różnych względów nie kończę. Nie piszę tutaj o każdej z nich, ale Lód odłożyłem pod koniec drugiego tomu (a trzeci jest o połowę krótszy niż którykolwiek z poprzednich), więc zdążyłem sobie wyrobić zdanie.
Po pierwsze, czytając "Lód" ma się poczucie obcowania z wielką literaturą. Język, styl, konstrukcja - wszystko to jest wielkie i nieco przytłacza. Jestem pewien, że zabieg ten jest celowy. Mnie początkowo przeraził, a później upajałem się nim przez ponad tysiąc stron. Wspaniałe doświadczenie.
Drugą rzeczą, która naprawdę mi się podobała, był pomysł. Jest naprawdę świetny, unikalny i skutecznie realizowany. Atmosfera tajemniczości nie wychodzi na pierwszy plan, gdyż autor skupia się w większym stopniu na życiu wewnętrznym głównego bohatera - jego przemyśleniach i uczuciach.
Rzeczą, która mi się nie podobała, była natomiast powolna, rozciągnięte i porwana akcja. Trudno mi było śledzić związki przyczynowo skutkowe, gdy bohater popadał coraz to w inne nastroje i zamiast iść prostą drogą do celu, zmagał się z problemami, których część była najwyraźniej wyimaginowana. To "życie wewnętrzne" w połączeniu z nietypową składnią i językiem spowodowało, że przedzieranie się przez karty powieści było dla mnie coraz to trudniejsze, aż w końcu stało się celem samym w sobie. A nie mam w zwyczaju kończyć książek tylko dlatego, że do końca już blisko. Tym razem więc nie udało mi się, ale pozostaję pełny szacunku dla tej wielkiej, fascynującej powieści, na kanwie której można stworzyć całe uniwersum, stanowiące tło dla gier.
PS: Pierwszy tom nieuchronnie mieszał mi się w głowie z uprzednio czytaną powieścią - "Morderstwem w Orient Expressie".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz