Z przykrością stwierdziłem, że nie znam twórczości Marka Twaina. Znam jedynie "Przygody Tomka Sawyera" oraz "Przygody Hucka Finna", a i to jedynie ze szkoły. A przecież to amerykański klasyk, pisarz o ogromnym dorobku i wspaniałym piórze. Do tego tworzący w bardzo interesujących dla mnie czasach. Czym prędzej postanowiłem naprawić swój błąd.
Sięgnąłem po jedno z wcześniejszych dzieł tego autora. Powieść nieco autobiograficzną, opowiadającą o zachodzie stanów w czasach osadnictwa, gorączki złota i napadów na banki. Świetna sprawa!
Okazało się, że nie sposób śledzić fabuły - jest tak poprzetykana dykteryjkami, dygresjami i pobocznymi wątkami, że wśród nich zabrakło już miejsca dla właściwej historii. I nie szkodzi! Książka składa się wyłącznie z zabawnych opowiastek! Nawet jeśli nie dążą one w żadnym kierunku, nie tworzą jednej historii, a są jedynie luźno związane ze sobą, czyta się to doskonale. Każda opowieść jest zabawna. We wszystkich uczestniczą nietuzinkowi bohaterowie. Wszystkie, co do jednej są wyssane z palca, choć zapewne mają jakieś znamiona prawdy. Cały ich zbiór jest jednak bardzo spójny, ponieważ historyjki mają ten sam charakter i spisane zostały jedną ręką. To osoba autora i sposób narracji czyni z nich kompletne dzieło.
I ja to dzieło polecam wszystkim tym, którzy lubią się pośmiać i doceniają dobre pióro!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz